,,Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,
Słowik to, a nie skowronek się zrywa"
Słowik to, a nie skowronek się zrywa"
Romeo & Julia, Akt ll scena 1
Po powrocie rzuciła się na łóżko w swoim pokoju hotelowym, przykryła twarz poduszką i płakała brudząc ją tuszem do rzęs. Wiedziała jak to się skończy, wiedziała, nie mogło przecież inaczej, a ona głupia z nim pojechała jak pierwsza lepsza z ulicy. Nienawidziła mężczyzn. Kilka miesięcy temu, kiedy to wszystko z Santiago się zaczęło była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Rówieśniczki zazdrościły jej romansu z nauczycielem, koledzy podziwiali, że była ze starszym...ale to wszystko zmieniło się, kiedy po raz pierwszy ją uderzył, pokazał swoją prawdziwą twarz i naznaczył pierwszą z wielu blizn. Dzisiaj miała całe plecy w białych, wypukłych, podłużnych ranach, kilka z nich parzyło jeszcze niemiłosiernie.
Chciała jak najszybciej zasnąć, pogrążyć się w nierealnym świecie, zapomnieć o całym dzisiejszym dniu. Dziewczyny z jej dawnej szkoły zrobiłyby wszystko za seks z Ramosem, ale ona wiedziała z czym to się wiążę, wiedziała o konsekwencjach, o tym kim może się okazać...
- Proszę. - jęknęła, zakopując się z powrotem w kołdrę. Do jej pokoju, powolnym krokiem weszła Anna.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się łagodnie. - Martwiliśmy się wczoraj wieczorem o ciebie. Nie powiedziałaś gdzie i z kim idziesz... - dodała głaszcząc Bellę po głowie. Do oczu dziewczyny w mgnieniu oka napłynęły łzy. - Hej, Bels. - zaniepokoiła się. - Co się stało?
- Byłam z Ramosem. - ukryła szybko twarz w dłoniach. - Ja naprawdę nie chciałam, nie wiem co mnie podkusiło, żeby do niego iść.
- Zrobił ci coś? - zapytała ostrym głosem. Dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową.
- Nie bądź na mnie zła. - szepnęła.
- Oh, Bels. - westchnęła przytulając ją mocno do siebie, po czym pocałowała ją w czubek głosy. - Nie jestem zła, tylko cholernie wściekła na tego palanta. - dodała. - Słuchaj, doprowadź się do stanu, w którym możesz się wszystkim pokazać i przyjdź na śniadanie, zgoda? Później pójdziemy wszyscy na miasto.Tylko nie mów Andresowi o tym, jasne?
- Mhm. - Bella kiwnęła głową, po czym poszła do łazienki. Anna jeszcze przez chwilę posiedziała na łóżku, aż w końcu wzięła głęboki oddech i wyszła.
W tym czasie Bella opierała się o umywalkę i spoglądała na swoją twarz widniejącą w lustrze. Widziała drobną, opaloną dziewczynę o długich, brązowych włosach. Wszystko byłoby w miarę dobrze, gdyby nie przypominała ona jej dziewczyn stojących przy ulicach. Jak mogła być tak bardzo naiwna? Najpierw nie miała odwagi przeciwstawić się Santiago. To ona została wyrzucona ze szkoły, a on ? Dzięki swoim znajomościom dostał tylko pouczenie. Gdyby odważyła się wyjawić prawdę już siedziałby w więzieniu.
Po śniadaniu wszyscy razem poszli trochę pozwiedzać, później obiad na mieście. Dzięki temu wszystkiemu Bella przestała myśleć o ostatnim wieczorze. Dwie godziny przed powrotem do Barcelony Anna oświadczyła, że musi coś załatwić i, że będzie za pół godziny.
Anna doskonale wiedziała gdzie i po co idzie. W mgnieniu oka znalazła się pod drzwiami domu Sergio Ramosa. Mimo, że była kruchą, szczupłą kobietą, to w konwersacji nikt jej nie przebije. Nacisnęła dzwonek i nie puszczała go. Jeśli naćpany spał w sypialni, to bez problemu się obudzi.
- Co do cholery... - drzwi otworzył nie kto inny jak Cristiano Ronaldo, jego piesek, który robi wszystko co Ramos mu rozkaże.
- Wołaj Ramosa. - syknęła.
- Moment, czy ty nie jesteś żoną Iniesty...?
- Wołaj Ramosa powiedziałam! - krzyknęła patrząc mu w oczy.
- Przekaże mu wszystko, bo on tak jakby... no, jest... niedysponowany.
- Weź przestań pierdolić, bo spuszczę mu taki łomot, że okres mu pójdzie wszystkimi otworami ciała.
- Hola,hola seniora. - podniósł ręce w geście obronnym. - On na prawdę nie może.
- To powiedz mu, że jak jeszcze raz tknie Isabel to gorzko tego pożałuje i spotkamy się w sądzie. - odrzekła. Chciała odwrócić się na pięcie i odejść, jednak Cristiano złapał ją za ramię.
- Ale jak to? Co on zrobił?
- Wczoraj wieczorem dobierał się do siostry Andresa. - warknęła uwalniając się spod ciężkiej dłoni Ronaldo i odeszła.
Teraz miał w dupie to, czy Sergio śpi na kacu, czy jebie się z kolejną dziwką, czy rzyga przytulając się do kibla. Spuści mu za to taki łomot, że nie wie, czy będzie zdolny go gry przez najbliższy rok.
- Ramos! - ryknął wbiegając po schodach na piętro.
- Czego... - sapnął przylepiony twarzą do poduszki. - Przynieś mi tabletki... - dodał.
- Przynieść to ja ci mogę, mój drogi wiadro zimnej wody. - warknął wchodząc do pokoju Sergia. Złapał go za mokrą od potu koszulkę i odwrócił w swoją stronę.
- Co ty robisz, debilu?! - wystraszył się obrońca Realu.
- Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza, kretynie! Ja tu się staram, bronię cię przy wszystkich, a ty próbujesz zgwałcić siostrę Iniesty ?! Wiesz co by się stało, gdyby sprawa wyciekła do mediów? Byłbyś skończony, bałwanie. Słyszysz?! SKOŃCZONY!. - opuścił go na ziemię, przez co Ramos jęknął z bólu. - Przed chwilą była tu Anna i powiedziała, że może wnieść sprawę do sądu. Jeśli to zrobi, to z twojego życia zrobi się jedno, wielkie, śmierdzące gówno! - dodał. - Wiesz co teraz zrobisz? Ogarniesz dupę, pójdziesz do nich, przeprosisz i będziesz błagał na kolanach, żeby nikomu nic nie powiedzieli, jasne?
- Chyba w snach. Nie będę się przed nikim kajał, a już na pewno nie przed jakąś małą dziwką. - parsknął śmiechem, wciąż leżąc obok łóżka na ziemi. Ronaldo kopnął go w bok.
- O co chcesz się założyć?
- Smakowicie pachnie. - uśmiechnęła się. - Słuchajcie, mogłabym dzisiaj po szkole wrócić z koleżanką? Bo muszę nadrobić te kilka dni nieobecności w szkolę.
- Jasne. - odparła Anna.
- A z takiej racji, że jutro jest sobota zabieram cię rano na trening. - odrzekł z szerokim uśmiechem na twarzy Andres. Bella nie wiedziała czy to są tylko pozory, udawanie, czy naprawdę między nimi jest coraz lepiej.
- Bardzo chętnie.
Dzień w szkole minął dosyć szybko, nie ziało się nic ciekawego, oprócz niezapowiedzianej kartkówki z matematyki i biegów przełajowych na wf.
Razem z Ariadną pieszo wracały do domu Belli. Blondynka opowiadała jej trochę o swoich rodzicach, którzy są w separacji i nie ma ani z ojcem, ani z matką zbyt dobrych kontaktów. Świetnie ją teraz rozumiała. Jej mama, tłumacząc, ze robi to dla dobra Isabel wysłała ją do brata, nawet go o tym nie uprzedzając.
Siedziały w pokoju Isabel na łóżku i odrabiały lekcję, co chwilę rozmawiając na przeróżne tematy. Nagle usłyszały pukanie do drzwi.
- Proszę. - odparła Bella. W drzwiach stanął Andres.
- Mógłbym cię na chwilę prosić? - zapytał.
- Jasne, uśmiechnęła się wstając z łóżka. - O co chodzi? - zapytała, kiedy byli an korytarzu.
- Chciałbym jutro zabrać Annę na kolację i mam do ciebie ogromną prośbę. - oznajmił, czekajac na jakąkolwiek reakcję siostry. - Zajęłabyś się Valerią?
- Pewnie, nie ma sprawy. - odparła z uśmiechem na ustach, po czym wróciła do Ariadny. - Robisz coś jutro rano?
- Nie bardzo, a coś się stało? - zapytała zaniepokojona.
- Andres zabiera mnie na trening, może też byś się wybrała?
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić! Idziesz, bez dyskusji. - szturchnęła ją lekko w łokieć.
- No...niech ci będzie. - parsknęła śmiechem.
Sergio siedział na kanapie w salonie i grał w fifę, a dookoła niego walało się kilka puszek po piwie.
- Nie myśl sobie, ze to, że wrócili do Barcelony jest problemem. - zawołał Cristiano.
- Poczekamy na kolejne Grand Derbi. - parsknął nie odrywając wzroku od telewizora.
- Nie. - wyrwał kabel zza szafki. - Jutro rano bierzesz dupę w troki i jedziesz do Barcelony. Nie ma zmiłuj się. Osobiście tego dopilnuję i nie waż się robić żadnych sztuczek, pajacu, bo tego pożałujesz. - pogroził mu palcem.
- Niech ci będzie, mamusiu. - parsknął, najwyraźniej ubawiony swoim żartem. Cristiano bezradnie przewrócił oczami.
- Cules! - usłyszały. Bella wzdrygnęła się, po ciele przeszedł zimny dreszcz, jednak coś nie pasowało. To nie był ten szorstki, zimny głos Ramosa, tylko kogoś innego, kogoś weselszego. Odwróciła się i zobaczyła dwóch piłkarzy Barcelony - Gerarda Pique i Cesca Fabregasa, którzy przepychali się nawzajem. Kamień spadł jej z serca.
- Bardzo miło nam powitać dwie nowe fanki Barcelony. - Cesc uśmiechnął się kokieteryjnie i zamrugał rzęsami. Ariadna zachichotała.
- A nam bardzo miło poznać jej najprzystojniejszych piłkarzy. - oznajmiła wciąż się uśmiechając. Bella miała ochotę jej porządnie przyfasolić.
- Nie żartujcie sobie z nas... - zarumienił się Gerard.
- Nie żartujemy, to święta prawda. - zarzekała się Ariadna.
- Ojoj, jak miło. - parsknął Cesc przeczesując dłonią włosy. - Jestem Cesc, a to Gerard. Ale zapewne już wiecie...
- No ba, jak mamy nie wiedzieć. - odezwała się Bella, którą piłkarze troszkę zaczęli irytować. - Jestem Isabel, a to Ariadna.
- O której będziecie w domu? - zapytała wysiadając z auta.
- Nie czekaj na nas. - śmiesznie poruszył brwiami, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. W dzieciństwie rzadko się dogadywali, czuła, jakby teraz, w dorosłym życiu zaczęli to nadrabiać.
Niestety, Cristiano dotrzymał słowa i postarał się o to, żeby Sergio przerosił Isabel. Niech mu będzie, ten jeden jedyny raz poniży się przed kimś, przeprosi i będzie miał spokój. Jest jednak plus tej sytuacji. Ma cały dzień dla siebie, bez wścibskiego Cristiano.
Jechał swoim nowiutkim samochodem, z butelką wódki w ręku.
- Jak ja kocham moje życie. - prychnął sam do siebie szeroko się uśmiechając i podziwiając swoje uzębienie w lusterku. Wziął kolejny łyk trunku, po czym odłożył go i sięgnął do schowka i wyciągnął z niego biały woreczek. Delektował się każdą sekundą, jakby to była rzecz, dla której się urodził i chodził po tym świecie. Był do tego stworzony bardziej, niż do piłki nożnej.
Coś koło piątek Andres i Anna wyszli na kolację do jakiejś ekskluzywnej restauracji. Bella siedziała na dywanie przed telewizorem w salonie i bawiła się z Valerią, która kątem oka spoglądała na bajki. Uwielbiała tą pocieszną kruszynkę. Nagle coś mignęło za oknem.
- Poczekaj tutaj chwileczkę, ciocia zaraz przyjdzie. - uśmiechnęła się mierzwiąc włosy na główce Valerii, po czym wstała i podeszła do okna. Nic. Już chciała wrócić do małej, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Chyba tatuś czegoś zapomniał. - parsknęła. Otworzyła drzwi, otwarła usta, żeby zacząć się śmiać z Andresa, jednak nie było jej to dane. Stała przerażona wpatrując się w Santiago Gonzaleza jak w zjawę.
- Miło cię widzieć. - uśmiechnął się do niej. Był tak samo wysoki i blady jak go zapamiętała. Te same jasnoniebieskie, świdrujące oczy, tajemniczy uśmiech, czarne, lekko kręcone włosy. - Nie spodziewałaś się mnie, prawda? - uśmiechnął się półgębkiem chcąc wejść do środka, jednak Bella mu na to nie pozwoliła. - Myślałaś, ze cię nie znajdę? - roześmiał się. Bella ciąż stała jak słup soli z kamienną twarzą. - Nie trzeba było iść na mecz brata. - dodał. - Mamy kilka spraw do obmówienia.
- Wynoś się. - syknęła
- Nie wydaje mi się. - odrzekł wpychając do środka Isabel i zamykając drzwi. Spojrzał na małą dziewczynkę siedzącą na ziemi. - Będziemy mieć publiczność. - uśmiechnął się.
- Jesteś chory. - jęknęła nie mogąc zatrzymać łez.
- Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało. - odparł podchodząc do niej coraz bliżej. Bella była sparaliżowana. Bała się jak nigdy wcześniej, bała się nie tyle o siebie, co o Valerię. - Odwróć się. - dodał tym swoim niskim, pociągającym głosem.
- Proszę, nie. - jęknęła już kompletnie rozklejona. Chciała być silna, ale nie mogła. Łzy ciekły z jej oczu nie mogąc przestać.
- Jesteś niegrzeczna? - zapytał unosząc brwi. Jego twarz znajdowała się od niej dosłownie kilka milimetrów. Wyciągnął coś z kieszeni. Doskonale wiedziała co to.
- Błagam, nie... - szepnęła bezradnie. Nie miała gdzie uciec. Za plecami miała ścianę. Bała się, tak cholernie się bała... Nagle Santiago wybałuszył oczy, nie wiedziała co się dzieje. Coś, a raczej ktoś odciągnął go od niej. Gonzalez runął na ziemię zaraz obok Valerii, która zaczęła płakać. Oczom Belli ukazał się Sergio Ramos ledwo stojący na nogach.
- Wypad. - warknął do Santiago. Było widać, słychać i bardzo intensywnie czuć, że wlał w siebie litry alkoholu. Gonzalez nie kwapił się do opuszczenia domu. Hiszpan skoczył na niego kilkukrotnie bijąc pięścią po twarzy. Bella szybko wzięła Valerię na ręce i odsunęła się. Widziała jak cała twarz Santiago ocieka krwią.
- Sergio, przestań. - zawołała przez łzy. Mężczyzna był zdolny go zabić. - Dość. - szepnęła błagalnie, kiedy ten spojrzał na nią. Ramos zszedł z Gonzaleza, który ulotnił się z domu tak szybko, jak się w nim znalazł. Przez dobre kilka sekund gapiła się na niego. Wtedy Sergio tak po prostu stracił przytomność i padł na podłogę. Bella posadziła Valerię na kanapę i podbiegła do mężczyzny.
- Sergio, Sergio. - lekko uderzyła go w twarz, jednak ten nie dawał znaku życia. - O Jezu. - jęknęła do siebie, wybierając numer na karetkę.
Od autorki: Coś przydługi ten rozdział, ale nie chciałam go dzielić. Mam nadzieję, że się podoba, bo jestem z niego dość zadowolona. Dedykuję go mojej kochanej Miniizie <3 bez której jeszcze długo bym się nad nim męczyła. Miał zakończyć się inaczej, jednak przez śmierć Cory'ego Monteith'a z serialu Glee skończył się tak a nie inaczej. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Chciała jak najszybciej zasnąć, pogrążyć się w nierealnym świecie, zapomnieć o całym dzisiejszym dniu. Dziewczyny z jej dawnej szkoły zrobiłyby wszystko za seks z Ramosem, ale ona wiedziała z czym to się wiążę, wiedziała o konsekwencjach, o tym kim może się okazać...
~*~
Obudziło ją pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się, jednak gdy przypomniała sobie, że jest w hotelu kamień spadł jej z serca. Wciąż miała na sobie sukienkę, a na twarzy rozmazany makijaż. Wyglądała jak córka Adamsów.- Proszę. - jęknęła, zakopując się z powrotem w kołdrę. Do jej pokoju, powolnym krokiem weszła Anna.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się łagodnie. - Martwiliśmy się wczoraj wieczorem o ciebie. Nie powiedziałaś gdzie i z kim idziesz... - dodała głaszcząc Bellę po głowie. Do oczu dziewczyny w mgnieniu oka napłynęły łzy. - Hej, Bels. - zaniepokoiła się. - Co się stało?
- Byłam z Ramosem. - ukryła szybko twarz w dłoniach. - Ja naprawdę nie chciałam, nie wiem co mnie podkusiło, żeby do niego iść.
- Zrobił ci coś? - zapytała ostrym głosem. Dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową.
- Nie bądź na mnie zła. - szepnęła.
- Oh, Bels. - westchnęła przytulając ją mocno do siebie, po czym pocałowała ją w czubek głosy. - Nie jestem zła, tylko cholernie wściekła na tego palanta. - dodała. - Słuchaj, doprowadź się do stanu, w którym możesz się wszystkim pokazać i przyjdź na śniadanie, zgoda? Później pójdziemy wszyscy na miasto.Tylko nie mów Andresowi o tym, jasne?
- Mhm. - Bella kiwnęła głową, po czym poszła do łazienki. Anna jeszcze przez chwilę posiedziała na łóżku, aż w końcu wzięła głęboki oddech i wyszła.
W tym czasie Bella opierała się o umywalkę i spoglądała na swoją twarz widniejącą w lustrze. Widziała drobną, opaloną dziewczynę o długich, brązowych włosach. Wszystko byłoby w miarę dobrze, gdyby nie przypominała ona jej dziewczyn stojących przy ulicach. Jak mogła być tak bardzo naiwna? Najpierw nie miała odwagi przeciwstawić się Santiago. To ona została wyrzucona ze szkoły, a on ? Dzięki swoim znajomościom dostał tylko pouczenie. Gdyby odważyła się wyjawić prawdę już siedziałby w więzieniu.
~*~
Kiedy przy śniadaniu Andres zapytał jej, gdzie wczoraj była zaczęło uciskać ją w dołku, że musi okłamać brata. Dopiero zaczęło się między nimi układać, a ona musi to zepsuć. Powiedziała, że nudziło jej się i poszła pozwiedzać i straciła poczucie czasu... tak, to było pierwsze co wpadło jej do głowy.Po śniadaniu wszyscy razem poszli trochę pozwiedzać, później obiad na mieście. Dzięki temu wszystkiemu Bella przestała myśleć o ostatnim wieczorze. Dwie godziny przed powrotem do Barcelony Anna oświadczyła, że musi coś załatwić i, że będzie za pół godziny.
Anna doskonale wiedziała gdzie i po co idzie. W mgnieniu oka znalazła się pod drzwiami domu Sergio Ramosa. Mimo, że była kruchą, szczupłą kobietą, to w konwersacji nikt jej nie przebije. Nacisnęła dzwonek i nie puszczała go. Jeśli naćpany spał w sypialni, to bez problemu się obudzi.
- Co do cholery... - drzwi otworzył nie kto inny jak Cristiano Ronaldo, jego piesek, który robi wszystko co Ramos mu rozkaże.
- Wołaj Ramosa. - syknęła.
- Moment, czy ty nie jesteś żoną Iniesty...?
- Wołaj Ramosa powiedziałam! - krzyknęła patrząc mu w oczy.
- Przekaże mu wszystko, bo on tak jakby... no, jest... niedysponowany.
- Weź przestań pierdolić, bo spuszczę mu taki łomot, że okres mu pójdzie wszystkimi otworami ciała.
- Hola,hola seniora. - podniósł ręce w geście obronnym. - On na prawdę nie może.
- To powiedz mu, że jak jeszcze raz tknie Isabel to gorzko tego pożałuje i spotkamy się w sądzie. - odrzekła. Chciała odwrócić się na pięcie i odejść, jednak Cristiano złapał ją za ramię.
- Ale jak to? Co on zrobił?
- Wczoraj wieczorem dobierał się do siostry Andresa. - warknęła uwalniając się spod ciężkiej dłoni Ronaldo i odeszła.
Teraz miał w dupie to, czy Sergio śpi na kacu, czy jebie się z kolejną dziwką, czy rzyga przytulając się do kibla. Spuści mu za to taki łomot, że nie wie, czy będzie zdolny go gry przez najbliższy rok.
- Ramos! - ryknął wbiegając po schodach na piętro.
- Czego... - sapnął przylepiony twarzą do poduszki. - Przynieś mi tabletki... - dodał.
- Przynieść to ja ci mogę, mój drogi wiadro zimnej wody. - warknął wchodząc do pokoju Sergia. Złapał go za mokrą od potu koszulkę i odwrócił w swoją stronę.
- Co ty robisz, debilu?! - wystraszył się obrońca Realu.
- Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza, kretynie! Ja tu się staram, bronię cię przy wszystkich, a ty próbujesz zgwałcić siostrę Iniesty ?! Wiesz co by się stało, gdyby sprawa wyciekła do mediów? Byłbyś skończony, bałwanie. Słyszysz?! SKOŃCZONY!. - opuścił go na ziemię, przez co Ramos jęknął z bólu. - Przed chwilą była tu Anna i powiedziała, że może wnieść sprawę do sądu. Jeśli to zrobi, to z twojego życia zrobi się jedno, wielkie, śmierdzące gówno! - dodał. - Wiesz co teraz zrobisz? Ogarniesz dupę, pójdziesz do nich, przeprosisz i będziesz błagał na kolanach, żeby nikomu nic nie powiedzieli, jasne?
- Chyba w snach. Nie będę się przed nikim kajał, a już na pewno nie przed jakąś małą dziwką. - parsknął śmiechem, wciąż leżąc obok łóżka na ziemi. Ronaldo kopnął go w bok.
- O co chcesz się założyć?
~*~
Bella wygodnie rozsiadła się w fotelu, założyła słuchawki i zamknęła oczy starając się zapomnieć o pobycie w Madrycie. Wracali właśnie samolotem należącym do FC Barcelony z powrotem do domu. Miała się czym przejmować. Jutro szkoła...ale cieszyła się. Będzie miała czym zająć myśli. Pierwszego dnia poznała bardzo sympatyczną dziewczynę - Ariadnę, obiecała, że wpadnie do niej po szkole, by Bella mogła uzupełnić dni zaległości.
~*~
- Bella, śniadanie! - zawołał Andres. Hiszpanka szybko założyła szlafrok, umyła zęby i zbiegła na parter. Jej brat wyciągał właśnie tosty, a Anna sadzała Valerię do wysokiego krzesełka.- Smakowicie pachnie. - uśmiechnęła się. - Słuchajcie, mogłabym dzisiaj po szkole wrócić z koleżanką? Bo muszę nadrobić te kilka dni nieobecności w szkolę.
- Jasne. - odparła Anna.
- A z takiej racji, że jutro jest sobota zabieram cię rano na trening. - odrzekł z szerokim uśmiechem na twarzy Andres. Bella nie wiedziała czy to są tylko pozory, udawanie, czy naprawdę między nimi jest coraz lepiej.
- Bardzo chętnie.
Dzień w szkole minął dosyć szybko, nie ziało się nic ciekawego, oprócz niezapowiedzianej kartkówki z matematyki i biegów przełajowych na wf.
Razem z Ariadną pieszo wracały do domu Belli. Blondynka opowiadała jej trochę o swoich rodzicach, którzy są w separacji i nie ma ani z ojcem, ani z matką zbyt dobrych kontaktów. Świetnie ją teraz rozumiała. Jej mama, tłumacząc, ze robi to dla dobra Isabel wysłała ją do brata, nawet go o tym nie uprzedzając.
Siedziały w pokoju Isabel na łóżku i odrabiały lekcję, co chwilę rozmawiając na przeróżne tematy. Nagle usłyszały pukanie do drzwi.
- Proszę. - odparła Bella. W drzwiach stanął Andres.
- Mógłbym cię na chwilę prosić? - zapytał.
- Jasne, uśmiechnęła się wstając z łóżka. - O co chodzi? - zapytała, kiedy byli an korytarzu.
- Chciałbym jutro zabrać Annę na kolację i mam do ciebie ogromną prośbę. - oznajmił, czekajac na jakąkolwiek reakcję siostry. - Zajęłabyś się Valerią?
- Pewnie, nie ma sprawy. - odparła z uśmiechem na ustach, po czym wróciła do Ariadny. - Robisz coś jutro rano?
- Nie bardzo, a coś się stało? - zapytała zaniepokojona.
- Andres zabiera mnie na trening, może też byś się wybrała?
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić! Idziesz, bez dyskusji. - szturchnęła ją lekko w łokieć.
- No...niech ci będzie. - parsknęła śmiechem.
~*~
Cristiano wbiegł do domu Ramosa. Oczywiście, jak zwykle, drzwi były otwarte. Kiedyś go okradną, zobaczy. Sergio siedział na kanapie w salonie i grał w fifę, a dookoła niego walało się kilka puszek po piwie.
- Nie myśl sobie, ze to, że wrócili do Barcelony jest problemem. - zawołał Cristiano.
- Poczekamy na kolejne Grand Derbi. - parsknął nie odrywając wzroku od telewizora.
- Nie. - wyrwał kabel zza szafki. - Jutro rano bierzesz dupę w troki i jedziesz do Barcelony. Nie ma zmiłuj się. Osobiście tego dopilnuję i nie waż się robić żadnych sztuczek, pajacu, bo tego pożałujesz. - pogroził mu palcem.
- Niech ci będzie, mamusiu. - parsknął, najwyraźniej ubawiony swoim żartem. Cristiano bezradnie przewrócił oczami.
~*~
Słońce dało o sobie znać i to w dość brutalny sposób. zawodnicy Barcelony biegali na boisku za piłką, a Bella i Ariadna dosłownie opalały się w rogu murawy. Tito Vilanova bez problemu pozwolił Andresowi je tutaj przywieźć.- Cules! - usłyszały. Bella wzdrygnęła się, po ciele przeszedł zimny dreszcz, jednak coś nie pasowało. To nie był ten szorstki, zimny głos Ramosa, tylko kogoś innego, kogoś weselszego. Odwróciła się i zobaczyła dwóch piłkarzy Barcelony - Gerarda Pique i Cesca Fabregasa, którzy przepychali się nawzajem. Kamień spadł jej z serca.
- Bardzo miło nam powitać dwie nowe fanki Barcelony. - Cesc uśmiechnął się kokieteryjnie i zamrugał rzęsami. Ariadna zachichotała.
- A nam bardzo miło poznać jej najprzystojniejszych piłkarzy. - oznajmiła wciąż się uśmiechając. Bella miała ochotę jej porządnie przyfasolić.
- Nie żartujcie sobie z nas... - zarumienił się Gerard.
- Nie żartujemy, to święta prawda. - zarzekała się Ariadna.
- Ojoj, jak miło. - parsknął Cesc przeczesując dłonią włosy. - Jestem Cesc, a to Gerard. Ale zapewne już wiecie...
- No ba, jak mamy nie wiedzieć. - odezwała się Bella, którą piłkarze troszkę zaczęli irytować. - Jestem Isabel, a to Ariadna.
~*~
Po treningu, który trwał jeszcze dobrą godzinę Andres odwiózł Ariadnę do domu, po czym wrócił razem z Bellą.- O której będziecie w domu? - zapytała wysiadając z auta.
- Nie czekaj na nas. - śmiesznie poruszył brwiami, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. W dzieciństwie rzadko się dogadywali, czuła, jakby teraz, w dorosłym życiu zaczęli to nadrabiać.
Niestety, Cristiano dotrzymał słowa i postarał się o to, żeby Sergio przerosił Isabel. Niech mu będzie, ten jeden jedyny raz poniży się przed kimś, przeprosi i będzie miał spokój. Jest jednak plus tej sytuacji. Ma cały dzień dla siebie, bez wścibskiego Cristiano.
Jechał swoim nowiutkim samochodem, z butelką wódki w ręku.
- Jak ja kocham moje życie. - prychnął sam do siebie szeroko się uśmiechając i podziwiając swoje uzębienie w lusterku. Wziął kolejny łyk trunku, po czym odłożył go i sięgnął do schowka i wyciągnął z niego biały woreczek. Delektował się każdą sekundą, jakby to była rzecz, dla której się urodził i chodził po tym świecie. Był do tego stworzony bardziej, niż do piłki nożnej.
Coś koło piątek Andres i Anna wyszli na kolację do jakiejś ekskluzywnej restauracji. Bella siedziała na dywanie przed telewizorem w salonie i bawiła się z Valerią, która kątem oka spoglądała na bajki. Uwielbiała tą pocieszną kruszynkę. Nagle coś mignęło za oknem.
- Poczekaj tutaj chwileczkę, ciocia zaraz przyjdzie. - uśmiechnęła się mierzwiąc włosy na główce Valerii, po czym wstała i podeszła do okna. Nic. Już chciała wrócić do małej, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Chyba tatuś czegoś zapomniał. - parsknęła. Otworzyła drzwi, otwarła usta, żeby zacząć się śmiać z Andresa, jednak nie było jej to dane. Stała przerażona wpatrując się w Santiago Gonzaleza jak w zjawę.
- Miło cię widzieć. - uśmiechnął się do niej. Był tak samo wysoki i blady jak go zapamiętała. Te same jasnoniebieskie, świdrujące oczy, tajemniczy uśmiech, czarne, lekko kręcone włosy. - Nie spodziewałaś się mnie, prawda? - uśmiechnął się półgębkiem chcąc wejść do środka, jednak Bella mu na to nie pozwoliła. - Myślałaś, ze cię nie znajdę? - roześmiał się. Bella ciąż stała jak słup soli z kamienną twarzą. - Nie trzeba było iść na mecz brata. - dodał. - Mamy kilka spraw do obmówienia.
- Wynoś się. - syknęła
- Nie wydaje mi się. - odrzekł wpychając do środka Isabel i zamykając drzwi. Spojrzał na małą dziewczynkę siedzącą na ziemi. - Będziemy mieć publiczność. - uśmiechnął się.
- Jesteś chory. - jęknęła nie mogąc zatrzymać łez.
- Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało. - odparł podchodząc do niej coraz bliżej. Bella była sparaliżowana. Bała się jak nigdy wcześniej, bała się nie tyle o siebie, co o Valerię. - Odwróć się. - dodał tym swoim niskim, pociągającym głosem.
- Proszę, nie. - jęknęła już kompletnie rozklejona. Chciała być silna, ale nie mogła. Łzy ciekły z jej oczu nie mogąc przestać.
- Jesteś niegrzeczna? - zapytał unosząc brwi. Jego twarz znajdowała się od niej dosłownie kilka milimetrów. Wyciągnął coś z kieszeni. Doskonale wiedziała co to.
- Błagam, nie... - szepnęła bezradnie. Nie miała gdzie uciec. Za plecami miała ścianę. Bała się, tak cholernie się bała... Nagle Santiago wybałuszył oczy, nie wiedziała co się dzieje. Coś, a raczej ktoś odciągnął go od niej. Gonzalez runął na ziemię zaraz obok Valerii, która zaczęła płakać. Oczom Belli ukazał się Sergio Ramos ledwo stojący na nogach.
- Wypad. - warknął do Santiago. Było widać, słychać i bardzo intensywnie czuć, że wlał w siebie litry alkoholu. Gonzalez nie kwapił się do opuszczenia domu. Hiszpan skoczył na niego kilkukrotnie bijąc pięścią po twarzy. Bella szybko wzięła Valerię na ręce i odsunęła się. Widziała jak cała twarz Santiago ocieka krwią.
- Sergio, przestań. - zawołała przez łzy. Mężczyzna był zdolny go zabić. - Dość. - szepnęła błagalnie, kiedy ten spojrzał na nią. Ramos zszedł z Gonzaleza, który ulotnił się z domu tak szybko, jak się w nim znalazł. Przez dobre kilka sekund gapiła się na niego. Wtedy Sergio tak po prostu stracił przytomność i padł na podłogę. Bella posadziła Valerię na kanapę i podbiegła do mężczyzny.
- Sergio, Sergio. - lekko uderzyła go w twarz, jednak ten nie dawał znaku życia. - O Jezu. - jęknęła do siebie, wybierając numer na karetkę.
Od autorki: Coś przydługi ten rozdział, ale nie chciałam go dzielić. Mam nadzieję, że się podoba, bo jestem z niego dość zadowolona. Dedykuję go mojej kochanej Miniizie <3 bez której jeszcze długo bym się nad nim męczyła. Miał zakończyć się inaczej, jednak przez śmierć Cory'ego Monteith'a z serialu Glee skończył się tak a nie inaczej. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Och biedny Sergio! Litry alkoholu? Ma chłop łeb, bo zawsze mi się wydawało że Hiszpanie z tym ich cieniutkim piwem i słabym winem mają delikatne organizmy. No ale my w Polsce mamy inne standardy :D
OdpowiedzUsuńGonzalez przypomina mi niejakiego Greya z obleśnej pseudoksiążki, którą niedawno czytałam. Idiota i skończony buc a w Sergiu jednak coś w środku drzemie. Szkoda go...
Cristiano pokazał się z dobrej strony, dobrze mieć takiego przyjaciela.
Lubię długie rozdziały ;)
Corry'ego szkoda ale postaci Finna w Glee szczerze nie trawię. Rachel tak samo...
bOSKIE ;d
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że rozdział mnie bardzo zszokował! Zwłaszcza końcówka, w której Sergio Ramos uratował Bellę. Pomimo tego, że dziewczyna uciekła od swojego byłego kochanka to i tak ten drań ją prawie dorwał. Może wreszcie to będzie pewien przełom w znajomości piłkarza z Realu, a siostrą Iniesty. Choć cudu nie oczekuję! Dziewczyna coraz bardziej zadamawia się w Barcelonie. Zyskała przyjaciółkę oraz kolegów-piłkarzy, którzy na pierwszy rzut oka może są troszkę wkurzający, ale to pewnie pozory. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńRozdział boski i ile w nim akcji:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że powiadamiasz mnie o każdym nowym poście na tym blogu;)
Sergio troszkę przedobrzył z tym rzucaniem się na Santiaga, ale lepiej, że tak zrobił. Nie wiadomo co ten gościu zrobiłby Belli. On jest chyba jakiś chory psychicznie i próbuje nadal nią kierowac. Coś jak syndrom sztokholmski xd
Cieszę się, że Andreas widzi zmiany w Isabel i że sam próbuje się z nią jakoś dogadać. Nawet jeśli robi to również ze względu na swoją żonę, która ma ze szwagierką świetny kontakt;p
Nie wiem co by tu jeszcze dodać?
Też mi się wydaje, że Sergio nie jest taki jakim stara się być. Po prostu na razie nie umie się wyrazić, swoich uczuć i ogólnie. Nie wnikajmy za bardzo;D
Wczoraj przeczytałam, że Cory nie żyje. Moja mina mówiła wtedy wszystko. Nie wierzyłam. Wydawało mi się, że jego problemy po pobycie w klinice uzależnień zniknęły, a jak nie to chociaż zmalały, ale jednak tak nie było. Żal mi jego dziewczyny- Lea. To musi być dla niej ciężki okres:(
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie za dedykację. Musiałam Cię trochę pomęczyć, żebyś wreszcie napisała coś na Serżjo Hiro. Rozdział wyszedł genialnie, jak zawsze zresztą. W dodatku jest taaaki długi, co mnie cholernie cieszy. Santiago jest jakiś chory psychicznie, niech.. spierdala! O tak, jak najdalej od Belli! Szkoda mi jej cholernie. Całe szczęście, że Sergio ma takie idealne wyczucie czasu. Ramosek mnie w paru momentach wkurza, niech on coś w końcu zrobi ze swoim życiem. Albo ja tam do Madrytu pojadę i mu pokarzę! Cristiano to idealny przyjaciel. W kilku momentach był 'ostry' dla Sergio, ale to dobrze. Anna jest genialna, Iniesta ma świetną żonę. Końcówka mnie.. zasmuciła. Mam nadzieję, że z Ramosem będzie wszystko okej i nie wybuchnie z tego wszystkiego zbyt wielka afera. Dzięki raz jeszcze za dedykację. No i dlaczego nie było osła i miecza świetlnego?! Pfff, tak być nie może! No i wreszcie po tak długim czasie dowiedziałam się jak masz na imię. Piąteczka, miło mi :D Pamiętaj: "Aj ken bi jor hiro bejbe. Aj ken kis ałej de pejn. Aj łil stend baj ju forewer. Ju ken tejk maj brif ałej" Boże, to chyba najdłuższy komentarz w moim życiu, brawa dla mnie! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNo to się zadziało i to ile :D nie myślałam, że to napiszę, ale cieszę się, że pod koniec Ramos ją odwiedził. Nawet nie chcę myśleć co by się stało, gdyby go tam nie było. Uwielbiam długie rozdziały i mam nadzieję, że kolejne będą równie interesujące pod względem długości oraz treści co ten i poprzednie :D
OdpowiedzUsuńTo że wyszedł ci długi to fajnie, ja preferuje takie :]
OdpowiedzUsuńNie powiem do teraz nie umiem przyzwyczaić się do tego że Cris to taka dobra niania.
Z jednej strony dobrze że nie było Andreasa w domu bo to by był chyba lekki sajgon. Jednak teraz to ja zaczynam martwić się o Ramosa i jego stan...
Czekam i pozdrawiam :*
Nie podoba mi się w ogóle ćpający i pijący Ramos. Jest po prostu wrakiem człowieka i powinien udać się odwyk, bo to się źle skończy. I to nie tylko dla niego. Tym bardziej, że coś dobrego w nim jest, skoro uratował Bellę przed Santiago.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Końcówką mnie zaskoczyłaś. Ramos ją uratował od tego psychicznego Santiago, choć wcześniej nazwał ją dziwką. Czyli potrafi być dobry i pomocny. Jestem pewna, że narkotyki i alkohol jeszcze go nie zniszczyły. Gdyby chciał, byłby dobrym człowiekiem, co mam nadzieję się stanie.
OdpowiedzUsuńChyba już to pisałam, ale się powtórzę. Kocham Cristiano. Jest świetnym przyjacielem.
Nominowałam Cię do The Versatile Blogger ;)
OdpowiedzUsuńwszystkie informacje są tu :
http://pues-la-vida-tiene-otro-camino.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html + dodałam tam nowy rozdział ;)
Wow. Podobała mi się gadka Anny do Cristiano. Mimo wszystko to końcówka jest niesamowita. Zaskoczyłaś mnie tym Santiago, nikt by się pewnie nie spodziewał. Jednak dobrze, że Cris wysłał Sergio do tej Barcelony. Gdyby nie to, nie wiadomo, co stałoby się z Bellą. Jednak fakt, że Ramos na koniec stracił przytomność mnie przybił. Jaki by nie był - lubię go. Także mam nadzieję, że wszystko będzie okej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Niesamowity rozdział!!!! <333 Jak już pewnie wiesz KOCHAM to opowiadanie XD tego pod koniec to się totalnie nie spodziewałam...Santiago to ostatni cham... dobrze że Sergio mu przywalił (byle mocno), ale myślę że teraz będzie chciał się mścić... kurczę już się nie mogę doczekać następnego :P
OdpowiedzUsuńSantiago nadchodzi :D ale hero z tego naszego Ramosa. Aa no i kocham ten gif z nim, który dodałaś <333333
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz! naprawdę masz talent! *-* Chcę być informowana ;3
OdpowiedzUsuńzapraszam do czytania opowiadania mojego autorstwa --> http://forever-hyhy.blogspot.com/
pozdrawiam! ;*
Super się czyta to opowiadanie, zaglądam tu każdego dnie i czekam na kolejny rozdział;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń