Rozdział 9

,,Dziwny miłości traf się na mnie iści,
Że muszę kochać przedmiot nienawiści."
Wpatrywał się w jej blade, delikatnie dłonie, które były całe zakrwawione. Dziewczyna przetarła nimi zapłakaną twarz, przez co wyglądała jak z horroru. Miała poprzecinane palce i nadgarstek. Znów ujęła żyletkę w trzęsące się palce. Dopiero wtedy Sergio zdał sobie sprawę, co się dzieje. Porwał z wieszaka ręcznik i przykląkł przy ukochanej. Ostrożnie wziął żyletkę, odłożył ją na umywalkę i spojrzał na Bellę.
- Nie rozumiem. - westchnął, a w jego oczach pojawiły się łzy. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała na kafelki, całe z jej krwi. Oparła głowę o ścianę przymykając oczy. - Nie wygłupiaj, się do cholery, tylko na mnie patrz! - krzyknął Sergio. Bella tylko przełknęła ślinę. Nie miała na nic siły, ciało odmawiało jej posłuszeństwa. - Co tu się stało? - zapytał Hiszpan drżącym głosem opatrując jej ręce.
- Sa-San-tiago. - wymamrotała ledwo dosłyszalnie. Ramos zacisnął szczękę. Myślał, że zaraz rozsadzi go od środka, jednak w tej chwili nie mógł nic zrobić. Ale znajdzie go. Znajdzie skurwysyna i zatłucze go gołymi rękami!
- Co ci zrobił? - dotknął jej policzka, jednak dziewczyna odskoczyła od niego przerażona wybuchając płaczem. Podkuliła nogi pod brodę, objęła się rękoma i odwróciła głowę do ściany. - Cii. - szepnął podchodząc do niej. Przytulił ją mocno do siebie. Jego serce pękało na drobne kawałeczki, gdy widział jak cierpiała. Łzy spływające po policzkach mężczyzny lądowały we włosach szatynki wtulonej w jego tors. Łkała, płakała, krzyczała. 
Nie wiedział co robić, więc zadzwonił z telefonu Belli po Ariadnę, aby zajęła się przez pewien czas Valerią, a potem wytłumaczyła wszystko Andresowi, sam zaś zawiózł śpiącą dziewczynę do szpitala. 
~*~
Kiedy położył ją na łóżku i próbował ściągnąć z Belli swoja kurtkę wyrywała się.
- Proszę nas zostawić. - poprosiła lekarka, która weszła do środka. 
- Nie! - krzyknęła Hiszpanka. Zerwała się z łóżka wpadając w ramiona Ramosa, który miał wychodzić. Mimo, że była słaba i wycieńczona nie dała się oderwać od mężczyzny. - Proszę, nie zostawiaj mnie. - wyszeptała, kiedy kolejna z pielęgniarek zaczęła ją odciągać. 
- To jest tylko chwila. - zaczął tłumaczyć. - Lekarka zbada cię, a później wrócę. - dodał. Bella zaczęła nerwowo kiwać przecząco głową. Z jej oczu spływały ogromne łzy, a z wargi i łuku brwiowego sączyła się krew.
- Błagam. - załkała. Sergio spojrzał prosto w wielkie, czekoladowe oczy dziewczyny przepełnione bólem. Kolana się pod nim ugięły. Nie może zostawić jej w tym momencie. Potrzebowała go, jak nigdy wcześniej. 
- Nie zostawię jej. - zakomunikował lekarce. 
- No dobrze. Proszę ją uspokoić i położyć na łóżko. - westchnęła trochę zirytowana.
Siedział na krześle przy łóżku Belli. Pamiętał, jak ona robiła to samo, kiedy on tu leżał, a później została potraktowana w tak okropny sposób. Zranił ją słowami, których nie przemyślał. Podczas badania ściskała go w każdy możliwy sposób. Cała się trzęsła i nie przestawała płakać. Kiedy pielęgniarka owijała jej zranioną rękę wyrywała się i szarpała, a kiedy zdjęto z niej sukienkę dostał szoku. Kilka z blizn, które miała zostały na nowo porozcinane. Spojrzał na sukienkę, leżącą na podłodze i dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo była nasiąknięta krwią.
Dziesięć minut temu z pokoju wyszedł lekarz. Kiedy mówił Sergio co dokładnie się stało bał się, że może oberwać od piłkarza, który ledwo się powstrzymywał. Isabel została brutalnie zgwałcona.
Sergio nawet nie zauważył kiedy przez drzwi wbiegł rozwścieczony Andres. Szarpnął Sergia za koszulkę i przyparł do ściany.
- To wszystko przez ciebie! - krzyczał. - Przez ciebie tak cierpi! - Anna starała się go odsunąć od Ramosa, jednak nie dawała rady.
- Moja wina ?! - odepchnął go. - To ja ją znalazłem i przywiozłem tutaj! To ja ja kocham! I to ja zabiję tego skurwiela, który robił jej to przez całe życie! A ty, braciszku od siedmiu boleści nawet o tym nie wiedziałeś! Nie wiedziałeś przez co przechodziła i jak cierpiała! - wybuchnął. 
- Uspokójcie się! - Anna weszła pomiędzy nich. - To wina każdego z nas. Mieliśmy się nią opiekować, a zostawiliśmy samą z Valerią. To było nieodpowiedzialne. Ale była przez tydzień w Madrycie, później wróciła i Santago się nie pokazywał. Myśleliśmy, że wyjechał.
- To źle myśleliście. - syknął poprawiając kurtkę i siadając na krześle. Bella przez cały czas wodziła za nim wzrokiem, jednak nie odzywała się.

Po jakiejś godzinie Anna i Andres zaczęli zbierać się do domu. W końcu Ariadna nie może zajmować się Valerią w nieskończoność. Sergio wyszedł razem z nimi zamykając za sobą drzwi.
- Andres, możemy porozmawiać? - zapytał madrytczyk.
- O co chodzi?
- Chcę go znaleźć. - wycedził przez zęby. - Z twoją pomocą lub bez niej, ale chcę go znaleźć i zabić. - dodał. Andres obejrzał się za siebie. Anna właśnie wychodziła przez drzwi główne.
- Pomogę ci. Ale zrobimy to na mój sposób. - odparł.  
~*~
Czuwał przy niej przez całą noc. Dziewczyna kilkukrotnie budziła się z krzykiem i płaczem. Siadał wtedy na łóżko i mocno przytulał. Wsłuchiwała się w bicie jego serca, uspokajała i zasypiała.Całował jej czoło rozmyślając nad tym, jak czuła się, kiedy ten bydlak jej to robił. Chciał go zabić, ale przed tym torturować. Chciał, że czuł to, co ona. Wyobrażał sobie, że powoli, z precyzją chirurga przecina jego plecy... ale wtedy ona się poruszyła i zdał sobie sprawę, że świat nie kończy się na zemście, że musi być tutaj przy Belli, by ją chronić i się nią opiekować.
- S-Sergio. - szepnęła nad ranem. Nie zdawał sobie sprawy, że również zasnął. Leżał obok Isabel, a ona bezwładnie opierała głowę o jego tors.
- Co się stało? Boli cię coś? Czekaj, pójdę do pielęgniarkę. - zaczął mówić, na co dziewczyna cicho parsknęła. Pokiwała przecząco głową, zamknęła oczy i ponownie się w niego wtuliła.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że cię kocham. - odparła po kilku sekundach ciszy, po czym znów zapadła w sen. Sergio lekko się uśmiechnął.
- Też cię kocham. - pocałował ją w czoło i mocniej przytulił. Wpatrywał się w jej bladą, drobną twarz. Miała plaster na łuku brwiowym, na wardze zaschniętą krew, doły pod oczami i włosy w nieładzie, ale... dla niego i tak była najpiękniejsza na świecie. Ujął bezwładną dłoń Isabel, pocałował ją i położył na swojej klatce piersiowej. Miała połamane paznokcie, opuszki palców były pokaleczone przez żyletkę, a reszta była zabandażowana. Jak bardzo musiała cierpieć i czuć się poniżoną, żeby chcieć się zabić...

- Przepraszam. - usłyszał kobiecy głos. Szybko otworzył oczy. - Muszę obejrzeć pacjentkę, proszę wyjść, albo chociaż się odsunąć. - dodała. Bella odruchowo ścisnęła koszulkę Sergia.
- Zostanę. - szepnął całując ją w czoło. Pielęgniarka podeszła do dziewczyny, zdjęła z niej obszerną, niebieską szpitalną koszulę i zaczęła oglądać blizny, które odbandażowała. Hiszpan wpatrywał się w plecy ukochanej, które całe były naznaczone okropnymi ranami. Miał wrażenie, że w każdej chwili znów może popłynąć z nich krew. Niektóre były tak głębokie, że trzeba było je pozszywać, inne wystarczyło zakleić plastrami i zabandażować górną część ciała Isabel. Pielęgniarka zmieniła opatrunki, pomogła ubrać się pacjentce, po czym wyszła.
Po południa do szpitala przyszła Ariadna, Anna, Andres i Valeria.
- Zostawmy je na chwilę. Muszę z tobą pogadać. - oznajmił Sergio. Andres tylko kiwnął głową. Razem poszli do małej kawiarni zaraz obok szpitala.

Od autorki: No witajcie moi mili! Jak ja Was rozpieszczam! Wiem, rozdział niezbyt długi, ale za to bardzo uczuciowy. Nie powiem, że nie uroniłam przy nim ani jednej łzy. Szykujcie się na następny rozdział! To było dopiero wprowadzenie, teraz zacznie się 'jazda', jak to określiła moja przyjaciółka. Mimo szkoły, albo właśnie przez szkołę mam dużo nowych pomysłów na opowiadania. Będę pełna podziwu dla osób które ze mną wytrzymają! Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

Rozdział 8

,,Bo miłość moja jak morze bez granic, im więcej Ci daję, tym silniej czuję, że jest nieskończona."
  
Nie mogła uwierzyć, że Sergio to powiedział, a jeszcze bardziej nie dowierzała, że nie odpowiedziała ,,Ja ciebie też". 
- Cholera. - sapnęła do siebie uderzając głową o drzwi. Tak bardzo go kochała. Nie powinna, sądziła, że po tym, co robił jej Santiago nie będzie zdolna nikogo pokochać, ale dzięki Ramosowi przekonała się, że była w błędzie. 
- Bells! - zawołała Anna wychodząc z kuchni z Valerią na rękach.
- Cześć. - uśmiechnęła się lekko całując ją w policzek. Usiadły razem na kanapie i rozmawiały o pobycie Isabel w Madrycie. Oczywiście, nie powiedziała szwagierce o tym, co było między nią, a Sergiem, nie miała odwagi. Po jakiejś godzinie przyszedł Andres, ze spotkania z kolegami z klubu. On oczywiście też dopytywał się różnych rzeczy, a szczególnie o to, czy Sergio był kulturalny i takie tam. 

Dni mijały szybko, stawały się monotonne. Trening, mecz, trening, trening, mecz. Nie myślał o niczym innym, tylko o Belli. To właśnie świadomość, że niedługo się zobaczą dodawała mu siły. W czwartek wieczorem zadzwonił i powiedział, że wyśle po nią samolot, ale dziewczyna podziękowała oznajmiając, iż pojedzie pociągiem, by nie robić kłopotu. Spierali się przez dobre pół godziny i w końcu Bella postawiła na swoim. Sergio nie mógł doczekać się jej przyjazdu. Miał odebrać ją ze stacji, chciał kupić bukiet czerwonych róż, ale Hiszpanka uparła się, że przyjdzie sama, bo nie chce wyciągać go z łóżka. Miała być około dwudziestej, kto widział, żeby o tej godzinie spać, ale z kobietą się nie dyskutuje. 

Przez ten tydzień chodziła z głową w chmurach i myślała tylko o madrytczyku, który skradł jej serce. Po Santiago nie było ani śladu, wszystko układało się wspaniale. Problem stanowił tylko i wyłącznie Andres, który nie chciał nawet słyszeć o Sergio. Zapytał się tylko, jak się zachowywał i tyle. Bella nie mogła doczekać się piątku. Powiedziała Andresowi, że zostawiła u Ramosa kilka swoich rzeczy. Tylko jak brat zareaguje na to, że zostanie tam na cały weekend? Teraz nie miała ochoty się tym przejmować, liczył się tylko Sergio. Chciała wyznać mu swoje uczucia, ale trochę się bała. 
~*~ 
- Masz mi wrócić jutro rano! - zawołał Andres, kiedy Bella schodziła po schodach.  
- Tak, tak. - zbyła go.
- Bella! Słyszysz mnie? - złapał ją na łokieć. - Nie chcę, żebyś miała cokolwiek wspólnego z Ramosem! - syknął naciskając na nazwisko piłkarza. Dziewczyna zagryzła wargi i wyśliznęła się bratu. Wzięła torebkę i wyszła z domu. Powoli przyzwyczajała się do tego, że nie ma Santiago, ale i tak miała wrażenie, że jest obserwowana. Usiadła w jednym z przedziałów w pociągu. Przed oczami mignęła jej postać wysokiego, bladego bruneta. Szybko wstała, rozsunęła drzwi i rozejrzała się. Nikogo nie było. Wyobraźnia płata jej figle. 
- Bells, uspokój się. - parsknęła sama do siebie powracając na miejsce. Nie chciała sprawiać Sergio kłopotu, więc postanowiła sama przyjechać. Nie będzie go wyciągać z ważnego treningu czy nawet meczu. 
Nie spała przez całą noc, tylko gadała z Ariadną. Nie mogła tego przed nią ukrywać, wszystko jej opowiedziała, a przyjaciółka uważnie słuchała. Teraz, w pociągu Belli szybko udało się zasnąć. 

Obudziła się, kiedy pociąg gwałtownie się zatrzymał i usłyszała gwizd. Spojrzała przez okno i pierwsze co zobaczyła, to wielka tabliczka z napisem "Madryt". Uśmiechnęła się szeroko i wybiegła z pociągu. Spojrzała na zegarek. Była godzina dwudziesta pierwsza. Spóźniła się, a raczej pociąg spóźnił się o godzinę. 

Wariował, szalał, nie wiedział co się z nią dzieje, nie odbierała telefonu, od godziny miała tutaj być! Nagle naszły go dziwne myśli. A co jeśli w ogóle nie przyjedzie? Jeśli nie darzy go takim uczuciem, jak on jej? Załamany wyjął z lodówki puszkę piwa, załączył telewizor i przestał myśleć. Po pół godzinie położył się spać.

Chciała być już przy nim. Chciała, by mocno ją przytulił i pocałował. Myśląc o tym wszystkim robiła się czerwona jak burak. Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Sergio był tym jednym jedynym i nic tego nie zmieni. 
Jak zwykle nie zamknął drzwi, okradną go kiedyś! - pomyślała wchodząc bezszelestnie do środka. Wszędzie było ciemno, jednak bez problemu trafiła na piętro i do pokoju Sergia. Spał. Tak słodko leżał wtulony w poduszkę, że nie miała serca go budzić. Zdjęła płaszcz, po czym położyła go razem z torebką na fotelu. Kiedy siłowała się z butami Hiszpan mruknął coś przez sen, na szczęście dla Belli nie obudził się. Cicho weszła na łóżko i delikatnie wtuliła się w plecy Ramosa wsuwając dłoń pod jego umięśnioną rękę. Momentalnie przestała drżeć z zimna. Jego ramiona były jedynym miejscem na Ziemi, w którym czuła się bezpiecznie. Tylko tu nic jej nie groziło. Oparła się czułem o kark Ramosa lekko go w niego całując. Powoli napawała się jego zapachem. Chciała zapamiętać go jak najdłużej i najdokładniej. Bliskość Hiszpana była ukojeniem dla ciała, duszy i serca dziewczyny. 
Budząc się w nocy czuł obok swojego czyjeś ciało. 
- Co do... - sapnął, myśląc, że wieczorem upił się i film mu się urwał, jednak kiedy się odwrócił zobaczył śpiącą Bellę. Uśmiechnął się do siebie szeroko i kładąc się z powrotem objął dziewczynę. 
~*~
Cały weekend spędzili razem. Andres dzwonił do siostry milion razy, jednak Bella nie chciała z nim rozmawiać. Teraz, przez te dwa dni liczył się tylko Sergio. W niedzielę, koło południa musiała wracać do domu. Mężczyzna odprowadził ją na pociąg.
- Widzimy się za tydzień? Tym razem ja przyjadę i porwę cię na spacer. - uśmiechnął się Ramos delikatnie całując ukochaną. Dziewczyna tylko pokiwała głową i parsknęła radosnym śmiechem, kiedy Sergio dotknął ją nosem. 
- Do zobaczenia. - szepnęła, kiedy usłyszała nadjeżdżający pociąg. Sergio namiętnie ją pocałował, próbując zatrzymać dziewczynę, jednak ta wyswobodziła się, puściła mu oczko i zniknęła w jednym z wagonów. Miał już odchodzić, kiedy Bella wychyliła się z okna i z szerokim uśmiechem na twarzy powiedziała: ,,Ja też cię kocham". I co z tego, że ledwo to usłyszał? Liczyło się tylko to, że odważyła się. 
~*~
Po przyjeździe do domu Andres wydarł się po siostrze jak nigdy wcześniej. Anna jednak spoglądała na nią z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiedziała, że szwagierka jest zakochana w Ramosie, że zmieniła go nie do poznania. Rankiem, następnego dnia, przed szkołą Belli odbyły szczerą rozmowę. 
- Ja go naprawdę kocham i nie obchodzi mnie, co myśli o tym Andres. - oznajmiła. 
- Ah, Bells, rozumiem cię.  - westchnęła z uśmiechem Anna. - Moi rodzice nie zgadzali się na związek z Andresem. Wielokrotnie miałam szlabany, ale byłam tak zakochana, że byłam zdolna zrobić wszystko. 
- Tak, pamiętam. Raz widziałam Andresa jak wychodził przez okno i przekupywał mnie cukierkami, żebym nie powiedziała rodzicom.
- No widzisz. Więc teraz się nim nie przejmuj, przejdzie mu. Ważne, żeby Sergio cię dobrze traktował i żebyś była szczęśliwa. - ścisnęła jej dłoń. - Jeszcze jedno. Mam do ciebie sprawę. 
- Słucham.
- W sobotę mamy rocznicę i Andres chce zabrać mnie na kolację i ma jeszcze jakąś niespodziankę. Mogłabyś zostać z Valerią?
- Oczywiście, nie ma sprawy. 

Tydzień w szkole ciągnął się w nieskończoność. Nie umiała się uczyć, bo cały czas myślała o sobocie. Tak bardzo brakowało jej Sergia. Czuła,że zaczyna się od niego uzależniać i nie wiedziała jak długo wytrzyma bez bliskości fizycznej. Wielokrotnie myślała nad tym, by przenieść się do Madrytu, ale nie jest jeszcze pełnoletnia. Ten semestr będzie musiała wytrzymać. 

W sobotę od rana chodziła cała w skowronkach. Chętnie pomagała w sprzątaniu, bawiła się z Valerią i doradzała Annie, w co ma się ubrać. Sergio, z powodu treningu miał przylecieć około dziewiętnastej. 
Siedziała z Valerią i oglądała telewizję, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do nich. Serce podskoczyło jej do gardła, chciało wyskoczyć, kiedy zobaczyła kto stoi po drugiej stronie. 
- Santiago. - szepnęła przełykając głośno ślinę. 
- Witaj, Isabel. - uśmiechnął się półgębkiem usatysfakcjonowany. Dziewczyna chciała trzasnąć drzwiami, jednak ten zatrzymał je nogą. - Myślałaś, że o niczym nie wiem? - parsknął. - Siedziałaś u tego swojego kochasia. Ja jestem wszędzie, przede mną nie uciekniesz. - wyszeptał jej do ucha niskim, chrapliwym głosem, przez który przeszedł ją dreszcz. 
- Nie boję się ciebie. - warknęła odskakując. Poczuła nagły przypływ odwagi, by mu się postawić. Wtedy Santiago zaczął się głośno śmiać.
- Jeszcze nigdy cię takiej nie widziałem. 
- I nie zobaczysz! Wynoś się! - syknęła. 
- Zamknij się suko! - ryknął uderzając ją w twarz. Bella upadła trzymając się za policzek. Wszystkie wspomnienia wróciły, a do oczu naszły łzy. W tym momencie Valeria zaczęła płakać. - Ucisz tego bachora albo ja ja uciszę! - Hiszpanka szybko stanęła na nogi, wzięła bratanicę na ręce i zaczęła ją uspokajać. - Każ jej oglądać bajki i wypierdalaj na górę. - dodał. Bella pocałowała Valerię w czoło i położyła na ziemi, przy zabawkach. - Kurwa, nie słyszałaś, co powiedziałem ?! - krzyknął. - Na górę! - dziewczyna, cała się trzęsąc poszła na piętro kilkukrotnie odwracając się, by sprawdzić, czy Valeria ładnie się bawi. Ledwo postawiła stopę na ostatnim stopniu Gonzalez już się do niej dobrał. Przyparł ją do ściany i zaczął rozbierać. 
- Nie, błagam! - szepnęła połykając gorzkie łzy. Wszędzie czuła te ohydne łapy Santiago. Blizny zaczęły piec ją niemiłosierne kiedy ten je podrażniał paznokciami. - Nie, Santago! To boli! - jęknęła nie wytrzymując. 
- Morda! - warknął. Szarpnął ją za ręce i przytrzymał nad głową tak, aby się nie wyrywała. Brutalnie przyparł ją całym swoim ciałem rozsuwając kolanem nogi. 
- Błagam cię. - zachrypiała krztusząc się już łzami. On tylko uśmiechnął się szeroko, wchodząc w nią. Dziewczyna  zacisnęła zęby trzęsąc się i spoglądając w sufit. Nie chciała krzyczeć, żeby Valeria nie zareagowała. Czuła się tak upokorzona, myślała, że może być tylko lepiej, ale los ma co do niej inne plany. 
~*~
Po treningu zdążył się tylko wykąpać. Od razu pojechał na lotnisku i prywatnym samolotem poleciał do Barcelony. Chciał jak najszybciej zobaczyć Bellę. Tęsknił za nią. Tęsknił jak nigdy wcześniej nie tęsknił za nikim. Kiedy po kilku godzinach zobaczył lotnisko w Barcelonie serce zaczęło szybciej bić. Złapał taksówkę, podał adres. Najpierw poprosił, by kierowca zawiózł go do kwiaciarni, a później podał adres Iniesty. Bella dzwoniła kilka godzin wcześniej oznajmiając, że Andresa i Anny nie będzie w domu, ale muszą zająć się Valerią. Dobrze się składało, bo nie chciał niemiłej konfrontacji z bratem Hiszpanki. 
Po kilku minutach płacił już kierowcy i zmierzał do drzwi wejściowych. Z przyzwyczajenia nacisnął klamkę, a wrota otworzyły się przed nim. Na całym parterze świeciło się światło, a mała dziewczynka siedziała na ziemi oglądając bajki i układając klocki.
- Cześć, maluszku. - uśmiechnął się kucając przy niej. - Gdzie jest ciocia? Bo wiesz, mam do niej śliczne kwiatuszki. - dodał. Dziewczynka z szerokim uśmiechem, eksponując pierwsze mleczaki wskazała paluszkiem na schody. Sergio delikatnie zmierzwił jej włosy i pobiegł. - Bells? - zapytał cicho, jednak odpowiedziała mu cisza. Już chciał zawołać głośniej, gdy usłyszał ciche chlipnięcie. Otworzył drzwi do każdego z pomieszczeń, aż w końcu trafił na łazienkę. To, co zobaczył przyprawiło go o zawrót głowy. Miał nadzieje, że wyobraźnia płata mu figle, że nie jest trzeźwy, ale zdał sobie sprawę, że to jak najbardziej realne. Bella w rozszarpanej, krótkiej sukience siedziała na ziemi, w kącie łazienki. Miała czerwoną, opuchniętą twarz, całą w łzach i tuszu do rzęs. To nie było jednak najgorsze. W prawej dłoni trzymała żyletkę, a druga była cała zakrwawiona. Kiedy zdała sobie sprawę z jego obecności spojrzała prosto w oczy Sergia. Widział w nich ból, wstyd, bezradność i niemoc.

Od autorki: Tak oto, kolejny rozdział, który powinien zostać opublikowany w weekend. Stwierdziłam, że doprowadzę to opowiadanie do końca, a dopiero później zajmę się resztą, mam nadzieje, że nie macie mi tego za złe, bo nie chciałam nic robić a siłę. Błagam, nie zadźgajcie mnie za ten rozdział, ale miałam to już dawno ułożone w głowie. Mam nadzieje, że mi wybaczycie i przeczytacie go w całości, bo wyszedł dość długi. Pozdrawiam i do napisania! Laurel