Rozdział 3

,,Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,
Słowik to, a nie skowronek się zrywa"
Romeo & Julia, Akt ll scena 1
Po powrocie rzuciła się na łóżko w swoim pokoju hotelowym, przykryła twarz poduszką i płakała brudząc ją tuszem do rzęs. Wiedziała jak to się skończy, wiedziała, nie mogło przecież inaczej, a ona głupia z nim pojechała jak pierwsza lepsza z ulicy. Nienawidziła mężczyzn. Kilka miesięcy temu, kiedy to wszystko z Santiago się zaczęło była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Rówieśniczki zazdrościły jej romansu z nauczycielem, koledzy podziwiali, że była ze starszym...ale to wszystko zmieniło się, kiedy po raz pierwszy ją uderzył, pokazał swoją prawdziwą twarz i naznaczył pierwszą z wielu blizn. Dzisiaj miała całe plecy w białych, wypukłych, podłużnych ranach, kilka z nich parzyło jeszcze niemiłosiernie.
Chciała jak najszybciej zasnąć, pogrążyć się w nierealnym świecie, zapomnieć o całym dzisiejszym dniu. Dziewczyny z jej dawnej szkoły zrobiłyby wszystko za seks z Ramosem, ale ona wiedziała z czym to się wiążę, wiedziała o konsekwencjach, o tym kim może się okazać...
~*~
Obudziło ją pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się, jednak gdy przypomniała sobie, że jest w hotelu kamień spadł jej z serca. Wciąż miała na sobie sukienkę, a na twarzy rozmazany makijaż. Wyglądała jak córka Adamsów.
- Proszę. - jęknęła, zakopując się z powrotem w kołdrę. Do jej pokoju, powolnym krokiem weszła Anna.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się łagodnie. - Martwiliśmy się wczoraj wieczorem o ciebie. Nie powiedziałaś gdzie i z kim idziesz... - dodała głaszcząc Bellę po głowie. Do oczu dziewczyny w mgnieniu oka napłynęły łzy. - Hej, Bels. - zaniepokoiła się. - Co się stało?
- Byłam z Ramosem. - ukryła szybko twarz w dłoniach. - Ja naprawdę nie chciałam, nie wiem co mnie podkusiło, żeby do niego iść.
- Zrobił ci coś? - zapytała ostrym głosem. Dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową.
- Nie bądź na mnie zła. - szepnęła.
- Oh, Bels. - westchnęła przytulając ją mocno do siebie, po czym pocałowała ją w czubek głosy. - Nie jestem zła, tylko cholernie wściekła na tego palanta. - dodała. - Słuchaj, doprowadź się do stanu, w którym możesz się wszystkim pokazać i przyjdź na śniadanie, zgoda? Później pójdziemy wszyscy na miasto.Tylko nie mów Andresowi o tym, jasne?
- Mhm. - Bella kiwnęła głową, po czym poszła do łazienki. Anna jeszcze przez chwilę posiedziała na łóżku, aż w końcu wzięła głęboki oddech i wyszła.
W tym czasie Bella opierała się o umywalkę i spoglądała na swoją twarz widniejącą w lustrze. Widziała drobną, opaloną dziewczynę o długich, brązowych włosach. Wszystko byłoby w miarę dobrze, gdyby nie przypominała ona jej dziewczyn stojących przy ulicach. Jak mogła być tak bardzo naiwna? Najpierw nie miała odwagi przeciwstawić się Santiago. To ona została wyrzucona ze szkoły, a on ? Dzięki swoim znajomościom dostał tylko pouczenie. Gdyby odważyła się wyjawić prawdę już siedziałby w więzieniu.
~*~
Kiedy przy śniadaniu Andres zapytał jej, gdzie wczoraj była zaczęło uciskać ją w dołku, że musi okłamać brata. Dopiero zaczęło się między nimi układać, a ona musi to zepsuć. Powiedziała, że nudziło jej się i poszła pozwiedzać i straciła poczucie czasu... tak, to było pierwsze co wpadło jej do głowy.
Po śniadaniu wszyscy razem poszli trochę pozwiedzać, później obiad na mieście. Dzięki temu wszystkiemu Bella przestała myśleć o ostatnim wieczorze. Dwie godziny przed powrotem do Barcelony Anna oświadczyła, że musi coś załatwić i, że będzie za pół godziny.

Anna doskonale wiedziała gdzie i po co idzie. W mgnieniu oka znalazła się pod drzwiami domu Sergio Ramosa. Mimo, że była kruchą, szczupłą kobietą, to w konwersacji nikt jej nie przebije. Nacisnęła dzwonek i nie puszczała go. Jeśli naćpany spał w sypialni, to bez problemu się obudzi.
- Co do cholery... - drzwi otworzył nie kto inny jak Cristiano Ronaldo, jego piesek, który robi wszystko co Ramos mu rozkaże.
- Wołaj Ramosa. - syknęła.
- Moment, czy ty nie jesteś żoną Iniesty...?
- Wołaj Ramosa powiedziałam! - krzyknęła patrząc mu w oczy.
- Przekaże mu wszystko, bo on tak jakby... no, jest... niedysponowany.
- Weź przestań pierdolić, bo spuszczę mu taki łomot, że okres mu pójdzie wszystkimi otworami ciała.
- Hola,hola seniora. - podniósł ręce w geście obronnym. - On na prawdę nie może.
- To powiedz mu, że jak jeszcze raz tknie Isabel to gorzko tego pożałuje i spotkamy się w sądzie. - odrzekła. Chciała odwrócić się na pięcie i odejść, jednak Cristiano złapał ją za ramię.
- Ale jak to? Co on zrobił?
- Wczoraj wieczorem dobierał się do siostry Andresa. - warknęła uwalniając się spod ciężkiej dłoni Ronaldo i odeszła.

Teraz miał w dupie to, czy Sergio śpi na kacu, czy jebie się z kolejną dziwką, czy rzyga przytulając się do kibla. Spuści mu za to taki łomot, że nie wie, czy będzie zdolny go gry przez najbliższy rok.
- Ramos! - ryknął wbiegając po schodach na piętro.
- Czego... - sapnął przylepiony twarzą do poduszki. - Przynieś mi tabletki... - dodał.
- Przynieść to ja ci mogę, mój drogi wiadro zimnej wody. - warknął wchodząc do pokoju Sergia. Złapał go za mokrą od potu koszulkę i odwrócił w swoją stronę.
- Co ty robisz, debilu?! - wystraszył się obrońca Realu.
- Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza, kretynie! Ja tu się staram, bronię cię przy wszystkich, a ty próbujesz zgwałcić siostrę Iniesty ?! Wiesz co by się stało, gdyby sprawa wyciekła do mediów? Byłbyś skończony, bałwanie. Słyszysz?! SKOŃCZONY!. - opuścił go na ziemię, przez co Ramos jęknął z bólu. - Przed chwilą była tu Anna i powiedziała, że może wnieść sprawę do sądu. Jeśli to zrobi, to z twojego życia zrobi się jedno, wielkie, śmierdzące gówno! - dodał. - Wiesz co teraz zrobisz? Ogarniesz dupę, pójdziesz do nich, przeprosisz i będziesz błagał na kolanach, żeby nikomu nic nie powiedzieli, jasne?
- Chyba w snach. Nie będę się przed nikim kajał, a już na pewno nie przed jakąś małą dziwką. - parsknął śmiechem, wciąż leżąc obok łóżka na ziemi. Ronaldo kopnął go w bok.
- O co chcesz się założyć?
~*~
Bella wygodnie rozsiadła się w fotelu, założyła słuchawki i zamknęła oczy starając się zapomnieć o pobycie w Madrycie. Wracali właśnie samolotem należącym do FC Barcelony z powrotem do domu. Miała się czym przejmować. Jutro szkoła...ale cieszyła się. Będzie miała czym zająć myśli. Pierwszego dnia poznała bardzo sympatyczną dziewczynę - Ariadnę, obiecała, że wpadnie do niej po szkole, by Bella mogła uzupełnić dni zaległości.
~*~
- Bella, śniadanie! - zawołał Andres. Hiszpanka szybko założyła szlafrok, umyła zęby i zbiegła na parter. Jej brat wyciągał właśnie tosty, a Anna sadzała Valerię do wysokiego krzesełka.
- Smakowicie pachnie. - uśmiechnęła się. - Słuchajcie, mogłabym dzisiaj po szkole wrócić z koleżanką? Bo muszę nadrobić te kilka dni nieobecności w szkolę.
- Jasne. - odparła Anna.
- A z takiej racji, że jutro jest sobota zabieram cię rano na trening. - odrzekł z szerokim uśmiechem na twarzy Andres. Bella nie wiedziała czy to są tylko pozory, udawanie, czy naprawdę między nimi jest coraz lepiej.
- Bardzo chętnie.
Dzień w szkole minął dosyć szybko, nie ziało się nic ciekawego, oprócz niezapowiedzianej kartkówki z matematyki i biegów przełajowych na wf.
Razem z Ariadną pieszo wracały do domu Belli. Blondynka opowiadała jej trochę o swoich rodzicach, którzy są w separacji i nie ma ani z ojcem, ani z matką zbyt dobrych kontaktów. Świetnie ją teraz rozumiała. Jej mama, tłumacząc, ze robi to dla dobra Isabel wysłała ją do brata, nawet go o tym nie uprzedzając.

Siedziały w pokoju Isabel na łóżku i odrabiały lekcję, co chwilę rozmawiając na przeróżne tematy. Nagle usłyszały pukanie do drzwi.
- Proszę. - odparła Bella. W drzwiach stanął Andres.
- Mógłbym cię na chwilę prosić? - zapytał.
- Jasne, uśmiechnęła się wstając z łóżka. - O co chodzi? - zapytała, kiedy byli an korytarzu.
- Chciałbym jutro zabrać Annę na kolację i mam do ciebie ogromną prośbę. - oznajmił, czekajac na jakąkolwiek reakcję siostry. - Zajęłabyś się Valerią?
- Pewnie, nie ma sprawy. - odparła z uśmiechem na ustach, po czym wróciła do Ariadny. - Robisz coś jutro rano?
- Nie bardzo, a coś się stało? - zapytała zaniepokojona.
- Andres zabiera mnie na trening, może też byś się wybrała?
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić! Idziesz, bez dyskusji. - szturchnęła ją lekko w łokieć.
- No...niech ci będzie. - parsknęła śmiechem.
~*~
Cristiano wbiegł do domu Ramosa. Oczywiście, jak zwykle, drzwi były otwarte. Kiedyś go okradną, zobaczy.
Sergio siedział na kanapie w salonie i grał w fifę, a dookoła niego walało się kilka puszek po piwie.
- Nie myśl sobie, ze to, że wrócili do Barcelony jest problemem. - zawołał Cristiano.
- Poczekamy na kolejne Grand Derbi. - parsknął nie odrywając wzroku od telewizora.
- Nie. - wyrwał kabel zza szafki. - Jutro rano bierzesz dupę w troki i jedziesz do Barcelony. Nie ma zmiłuj się. Osobiście tego dopilnuję i nie waż się robić żadnych sztuczek, pajacu, bo tego pożałujesz. - pogroził mu palcem.
- Niech ci będzie, mamusiu. - parsknął, najwyraźniej ubawiony swoim żartem. Cristiano bezradnie przewrócił oczami.
~*~
Słońce dało o sobie znać i to w dość brutalny sposób. zawodnicy Barcelony biegali na boisku za piłką, a Bella i Ariadna dosłownie opalały się w rogu murawy. Tito Vilanova bez problemu pozwolił Andresowi je tutaj przywieźć.
- Cules! - usłyszały. Bella wzdrygnęła się, po ciele przeszedł zimny dreszcz, jednak coś nie pasowało. To nie był ten szorstki, zimny głos Ramosa, tylko kogoś innego, kogoś weselszego. Odwróciła się i zobaczyła dwóch piłkarzy Barcelony - Gerarda Pique i Cesca Fabregasa, którzy przepychali się nawzajem. Kamień spadł jej z serca.
- Bardzo miło nam powitać dwie nowe fanki Barcelony. - Cesc uśmiechnął się kokieteryjnie i zamrugał rzęsami. Ariadna zachichotała.
- A nam bardzo miło poznać jej najprzystojniejszych piłkarzy. - oznajmiła wciąż się uśmiechając. Bella miała ochotę jej porządnie przyfasolić.
- Nie żartujcie sobie z nas... - zarumienił się Gerard.
- Nie żartujemy, to święta prawda. - zarzekała się Ariadna.
- Ojoj, jak miło. - parsknął Cesc przeczesując dłonią włosy. - Jestem Cesc, a to Gerard. Ale zapewne już wiecie...
- No ba, jak mamy nie wiedzieć. - odezwała się Bella, którą piłkarze troszkę zaczęli irytować. - Jestem Isabel, a to Ariadna.
~*~
Po treningu, który trwał jeszcze dobrą godzinę Andres odwiózł Ariadnę do domu, po czym wrócił razem z Bellą.
- O której będziecie w domu? - zapytała wysiadając z auta.
- Nie czekaj na nas. - śmiesznie poruszył brwiami, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. W dzieciństwie rzadko się dogadywali, czuła, jakby teraz, w dorosłym życiu zaczęli to nadrabiać.

Niestety, Cristiano dotrzymał słowa i postarał się o to, żeby Sergio przerosił Isabel. Niech mu będzie, ten jeden jedyny raz poniży się przed kimś, przeprosi i będzie miał spokój. Jest jednak plus tej sytuacji. Ma cały dzień dla siebie, bez wścibskiego Cristiano.
Jechał swoim nowiutkim samochodem, z butelką wódki w ręku.
- Jak ja kocham moje życie. - prychnął sam do siebie szeroko się uśmiechając i podziwiając swoje uzębienie w lusterku. Wziął kolejny łyk trunku, po czym odłożył go i sięgnął do schowka i wyciągnął z niego biały woreczek. Delektował się każdą sekundą, jakby to była rzecz, dla której się urodził i chodził po tym świecie. Był do tego stworzony bardziej, niż do piłki nożnej.

Coś koło piątek Andres i Anna wyszli na kolację do jakiejś ekskluzywnej restauracji. Bella siedziała na dywanie przed telewizorem w salonie i bawiła się z Valerią, która kątem oka spoglądała na bajki. Uwielbiała tą pocieszną kruszynkę. Nagle coś mignęło za oknem.
- Poczekaj tutaj chwileczkę, ciocia zaraz przyjdzie. - uśmiechnęła się mierzwiąc włosy na główce Valerii, po czym wstała i podeszła do okna. Nic. Już chciała wrócić do małej, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Chyba tatuś czegoś zapomniał. - parsknęła. Otworzyła drzwi, otwarła usta, żeby zacząć się śmiać z Andresa, jednak nie było jej to dane. Stała przerażona wpatrując się w Santiago Gonzaleza jak w zjawę.
- Miło cię widzieć. - uśmiechnął się do niej. Był tak samo wysoki i blady jak go zapamiętała. Te same jasnoniebieskie, świdrujące oczy, tajemniczy uśmiech, czarne, lekko kręcone włosy. - Nie spodziewałaś się mnie, prawda? - uśmiechnął się półgębkiem chcąc wejść do środka, jednak Bella mu na to nie pozwoliła. - Myślałaś, ze cię nie znajdę? - roześmiał się. Bella ciąż stała jak słup soli z kamienną twarzą. - Nie trzeba było iść na mecz brata. - dodał. - Mamy kilka spraw do obmówienia.
- Wynoś się. - syknęła
- Nie wydaje mi się. - odrzekł wpychając do środka Isabel i zamykając drzwi. Spojrzał na małą dziewczynkę siedzącą na ziemi. - Będziemy mieć publiczność. - uśmiechnął się.
- Jesteś chory. - jęknęła nie mogąc zatrzymać łez.
- Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało. - odparł podchodząc do niej coraz bliżej. Bella była sparaliżowana. Bała się jak nigdy wcześniej, bała się nie tyle o siebie, co o Valerię. - Odwróć się. - dodał tym swoim niskim, pociągającym głosem.
- Proszę, nie. - jęknęła już kompletnie rozklejona. Chciała być silna, ale nie mogła. Łzy ciekły z jej oczu nie mogąc przestać.
- Jesteś niegrzeczna? - zapytał unosząc brwi. Jego twarz znajdowała się od niej dosłownie kilka milimetrów. Wyciągnął coś z kieszeni. Doskonale wiedziała co to.
- Błagam, nie... - szepnęła bezradnie. Nie miała gdzie uciec. Za plecami miała ścianę. Bała się, tak cholernie się bała... Nagle Santiago wybałuszył oczy, nie wiedziała co się dzieje. Coś, a raczej ktoś odciągnął go od niej. Gonzalez runął na ziemię zaraz obok Valerii, która zaczęła płakać. Oczom Belli ukazał się Sergio Ramos ledwo stojący na nogach.
- Wypad. - warknął do Santiago. Było widać, słychać i bardzo intensywnie czuć, że wlał w siebie litry alkoholu. Gonzalez nie kwapił się do opuszczenia domu. Hiszpan skoczył na niego kilkukrotnie bijąc pięścią po twarzy. Bella szybko wzięła Valerię na ręce i odsunęła się. Widziała jak cała twarz Santiago ocieka krwią.
- Sergio, przestań. - zawołała przez łzy. Mężczyzna był zdolny go zabić. - Dość. - szepnęła błagalnie, kiedy ten spojrzał na nią. Ramos zszedł z Gonzaleza, który ulotnił się z domu tak szybko, jak się w nim znalazł. Przez dobre kilka sekund gapiła się na niego. Wtedy Sergio tak po prostu stracił przytomność i padł na podłogę. Bella posadziła Valerię na kanapę i podbiegła do mężczyzny.
- Sergio, Sergio. - lekko uderzyła go w twarz, jednak ten nie dawał znaku życia. - O Jezu. - jęknęła do siebie, wybierając numer na karetkę.

Od autorki: Coś przydługi ten rozdział, ale nie chciałam go dzielić. Mam nadzieję, że się podoba, bo jestem z niego dość zadowolona. Dedykuję go mojej kochanej Miniizie <3 bez której jeszcze długo bym się nad nim męczyła. Miał zakończyć się inaczej, jednak przez śmierć Cory'ego Monteith'a z serialu Glee skończył się tak a nie inaczej. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.