Rozdział 10

,,Niechaj czterdzieści tysięcy Braci połączy serca - sumą uczuć
Wciąż będzie mniejsza od mojej miłości ,
Cóż ty chcesz dla niej zrobić?"
Kto by przypuszczał, że miłość zrodzona z przypadku i nienawiści przetrwa tak wiele?  Że dla dobra obojga zdołają się zaprzyjaźnić, a z czasem zakochać w sobie? Kto by przypuszczał, że przetrwają tak wiele, że będą zdolni zrobić dla siebie wszystko? Nikt. Miłość tych dwojga była skazana na niepowodzenie nawet przed ich spotkaniem. Egoistyczny, narcystyczny piłkarz, który niczym się nie przejmował i młodziutka, doświadczona przez życie dziewczyna, próbująca uciec od przeszłości. Jednak zakochali się w sobie i pomogli nawzajem. 

Następnego dnia, po rozmowie z Andresem Sergio pożegnał się z Bellą oznajmiając, że wyjeżdżają razem z Andresem  na tydzień do jakiegoś ośrodka treningowego, by połączyć przyjemne z pożytecznym. Mówił, że chcą się poznać, spędzić razem trochę czasu. A co chcieli naprawdę zrobić? Znaleźć Santiago i ukarać, za to co zrobił. Nie wiedzieli jeszcze jak wymierzą mu karę, ale nie będzie ona przyjemna. Bella spojrzała na Annę, która tylko się uśmiechała. 
Tego samego dnia wyszła ze szpitala, wróciła do domu i próbowała nadgonić zaległości w szkole, których miała całkiem sporo.
~*~
- Wysiadaj. -  powiedział Andres pukając w szybę samochodu Ramosa, który się o nią opierał. 
- Zgodzili się? - zapytał przecierając zaspane oczy.
- Ta, za małym wynagrodzeniem. - prychnął Barcelończyk. Piłkarze weszli przez ogromne drzwi na komisariat policji w Madrycie. Rozsiedli się w fotelach w gabinecie komendanta czekając na jednego z jego podopiecznych, który poszedł po dokumenty.
- Może coś nam pan już powiedzieć o Gonzalezie? - zaczął Andres upijając trochę wody ze szklanki. W tym momencie po pokoju wparował około dwudziestoletni chłopak z teczką dokumentów, cały rozdygotany.
- Dziękuję. - odparł komendant. - Możesz iść. - dodał otwierając teczkę. Siwy mężczyzna założył okulary na nos i zaczął czytać. - Niklas Blaschke urodzony pierwszego września tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego roku w Dortmundzie, wielokrotnie skazywany za gwałty, dwa lata temu uciekł z więzienia zmieniając tożsamość. - westchnął. - I mówicie, że teraz nazywa się Santiago Gonzalez i przebywa w Hiszpanii.
- Tak, od dawna był nauczycielem w Fuentealbilli, a teraz najprawdopodobniej przebywa w Barcelonie lub Madrycie. - odrzekł Sergio.
- A wnioskujecie to z...?
- Kilka dni temu znalazł i zgwałcił moją siostrę, na miłość boską! Torturował ją kiedy uczyła się w liceum w Fuentealbilli! - wybuchnął Andres.
- Dobrze, proszę się uspokoić. Momencik. - odparł komendant. Podszedł do drzwi, zawołał młodego chłopaka siedzącego przy biurku, który znowu gdzieś zniknął. Po kilku minutach przyszedł z kolejną teczką. - Tak, kilka miesięcy temu w Fuentealbilli była afera z niejaką Isabel Iniestą, która została wydalona ze szkoły w związku z romansem z nauczycielem...
- Tak, to moja siostra.
- Nie mamy nazwiska tego mężczyzny. - zdziwił się komendant przeglądając teczkę.
- No dobrze. Wyślemy za nim list gończy, jednak zanim go znajdziemy minie kilka miesięcy... jeśli w ogóle go znajdziemy.
- Jak to ?! Kilka miesięcy ?! - krzyknął Sergio podnosząc się z fotela. - Czy pan nie rozumie, że on...
- Sergio! - Andres złapał go za ramię widząc, że szykował się, by doskoczyć do komendanta. - Policja robi co w ich mocy. Bardzo dziękujemy. Do widzenia. - zakończył ciągnąc Ramosa za sobą.
- Przecież wiesz, że go nie znajdą! - syknął Sergio, kiedy Iniesta wepchnął go do samochodu.
- I dlatego mamy cały tydzień. Znajdziemy go, nawet jeśli oznacza to przeszukanie całej Hiszpanii.
~*~
- Tęsknie za nimi. - westchnęła kładąc się na łóżku. - Mam nadzieję, że się nie pozabijali.
- No, nie zdziwiłabym się. - parsknęła Ariadna. - Dobra, wstawaj, nie leniuchuj. Bierzemy się za to opowiadanie na hiszpański. - dodała podchodząc do biurka i siadając na obrotowym krześle.
- Dawno, dawno temu żyła sobie księżniczka, która myślała, że spotkała swojego księcia, ale on okazał się strasznym dupkiem, więc księżniczka uciekła od niego. W innym królestwie spotkała zbuntowanego mężczyznę, w którym się zakochała... - odparła zamykając oczy.
- Taaaak... tylko, że to ma być opowiadanie związane z polityką, moja droga. - Ariadna rzuciła w przyjaciółkę poduszką. 
- Cicho. - parsknęła odrzucając puchaty przedmiot. - Nie chcę już myśleć o przeszłości... zdam maturę, pójdę na studia do Madrytu, zamieszkam z Sergio...
- Kochana, nie wybiegaj za daleko w przyszłość.
- Dlaczego? Wierzę, że to wszystko się uda...
- Zwróciłaś uwagę na to, że między wami jest dziesięć lat różnicy, Andres i fani Realu i Barcelony? To się nie uda.
- Dziękuję za wiarę. - spiorunowała ją wzrokiem. - Wiek to tylko liczba, z Andresem się dogadują, a fani klubów to zrozumieją...
- No niech ci będzie... ale dziesięć lat to dużo! Ty dopiero kończysz szkołę, a on jest dojrzałym facetem z... pewnymi potrzebami. A ty nie jesteś na to gotowa. - odparła załączając komputer.
- Skąd wiesz, że nie? - Bella uniosła lekko brew.
- Bells, dużo przeszłaś kilka miesięcy temu i... kilka dni temu... daj sobie czas. - uśmiechnęła się zaczynając pisać wstęp opowiadania. Isabel objęła poduszkę wzdychając.
~*~
Przez cały tydzień jeździli po Madrycie, Barcelonie i kilku miastach, które były po drodze wypytując się mieszkańców o Gonzaleza. Jak na złość nikt nikogo takiego nie znał, ani nawet nie widział. Policja również się nie odezwała... ta bezsilność zżerała ich od środka. Sergio nie mógł uwierzyć, że nie może nic poradzić na cierpienie Isabel. Tak bardzo ją kochał, gdyby mógł uchyliłby jej nieba... a nie mógł nawet wpierdolić temu sukinsynowi, który przez tak długi czas ją wręcz torturował.
- Nosz kurwa! - ryknął uderzając pięściami w kierownice.
- Chłopie, uspokój się, bo będzie trzeba nas zeskrobywać z drzewa. - odparł Andres z telefonem przy uchu. Po chwili zaczął tłumaczyć wszystko Annie.

Tego samego dnia, wieczorem obaj przyjechali do domu Iniesty. Zaraz po kolacji Sergio miał na weekend wziąć Bellę do Madrytu. Przez tydzień, w którym się nie widzieli stęsknił się za nią... tak bardzo stęsknił się za Isabel, że przez ostatnie kilkaset metrów pędził dwieście kilometrów na godzinę. Ledwo przestąpił próg dziewczyna rzuciła się mu na szyję całując.
- Stęskniłam się. - przygryzła dolna wargę patrząc ukochanemu w oczy.
- Ja też. - odparł muskając jej usta. Anna zeszła z Valerią na rękach na parter podając małą Belli, a sama wzięła Andresa za rękę i zaprowadziła zapewne do sypialni. - No nieźle. - parsknął piłkarz.
- Nie, to, to nie tak. - uśmiechnęła się. - Zresztą, zaraz się dowiesz. - dodała. Po chwili, po całym domu rozniósł się krzyk Andresa i śmiech Anny. Iniesta zbiegł po schodach, ledwo stojąc na nogach, z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Będę ojcem... znowu. - wydukał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Gratuluję. - Bella pocałowała mu w policzek i przytuliła Annę, która chwilę później również zeszła. Sergio uśmiechnął się do Andresa klepiąc go po ramieniu i gratulując.
~*~
- Masz się nią dobrze zajmować! - Andres pogroził Ramosowi palcem.
- Nie masz się czym obawiać. - Madrytczyk uśmiechnął się zamykając drzwi samochodu. - Idź spać, przed nami długa droga. - oznajmił spoglądając na dziewczynę, która uśmiechała się do niego.
- Nie jestem zmęczona. Przez cały dzień nie mogłam myśleć o niczym innym, tylko o tobie. Przez cały tydzień myślałam tylko o tobie. - parsknęła delikatnie ściskając jego dłoń.
- Ja też nie mogłem przestać o tobie myśleć. Gdybym nie musiał prowadzić tego grata, to bym cię pocałował. - odparł uśmiechając się.
- To się zatrzymaj i mnie pocałuj. - zagryzła wargę. Sergio od razu skręcił w boczną drogę prowadzącą do lasu. Zgasił silnik i nachylił się nad Bellą. - Kocham cię. - szepnęła przymykając oczy. Ramos złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek.
- Też cię kocham. - odrzekł z uśmiechem na twarzy. Odsunął się od niej, by zapalić silnik, jednak dziewczyna przytrzymała jego dłoń. - Coś się stało? - zapytał. Serce podskoczyło jej do gardła chcąc wyskoczyć, nie mogła nabrać oddechu. Dopiero teraz nabrała wątpliwości, ale wiedziała, że później się nie odważy. Kochała go i wiedziała, że Sergio jej nie skrzywdzi.
Ujęła jego twarz w dłonie i zaczęła całować... coraz namiętniej. Odpięła pasy i usiadła mu na kolanach.
- Zaczekaj. - szepnął Sergio pomiędzy pocałunkami. - Bells, jesteś pewna? Ja nie nalegam, nie naciskam, chcę tylko twojego dobra. - dodał zakładając kosmyk włosów za jej ucho.
- Tak, jestem pewna. - uśmiechnęła się lekko. Skłamała. Nie była do końca pewna, bała się, ale wiedziała, że jutro, za miesiąc, za rok się nie odważy. Liczył się tylko Sergio i ta chwila.
Nachyliła się nad nim znów zaczynając całować. Ciepło jego ciała przepływało na nią, przez co przestawała się trząść. Dłonie Ramosa wędrowały po plecach Isabel szukając krańca koszulki, która po chwili znalazła się na sąsiednim siedzeniu. Krew zaczęła ją palić, czuła, że jej twarz, jak i cały ciało płonie. Każde dotknięcie opuszków palców Ramosa sprawiało, że drżała. Oderwała się od niego odpinając guziki koszuli i spoglądając w jego czekoladowe oczy, przez który zaparło jej dech.
Była tak drobna i krucha w jego ramionach, bał się, że może zrobić jej krzywdę. Delikatnie dotykał blizn, całował szyję. Bella schyliła się opuszczając fotel. Sergio objął dziewczynę, delikatnie kładąc się na niej.
- Boisz się? - zapytał cicho całując jej szyję.
- Nie. - odparła stanowczo. Jego usta zaznaczały drogę od szyi po pępek. Cicho jęczała za każdym razem, kiedy rozpalone wargi i język Ramosa dotykały jej ciała. Po chwili spodnie i obojga wylądowały na siedzeniu pasażera. Wrócił do jej ust wyczyniając nieziemskie rzeczy językiem. Hiszpanka wodziła palcami po jego ramionach i plecach. Wiedziała, że nikt go już jej nie odbierze, że na zawsze pozostaną razem. Ich pocałunku stały się coraz bardziej zachłanne, oddechy gwałtowne, a bicia serc szybsze.
- Jeśli teraz tego nie przerwiesz, nie będzie już odwrotu. - sapnął dotykając czołem jej czoła.
- Wiem. - odparła domagając się kolejnych pocałunków, które po sekundzie otrzymała. Czuła, jak jego dłonie wędrują w kierunku stanika, który szybko zdjął.  Kiedy pieścił jej piersi myślała, że eksploduje z rozkoszy. Nie mogła wytrzymać dłużej. Takie intymne zbliżenia nigdy nie sprawiały jej przyjemności, kojarzyły się tylko z bólem i upokorzeniem, ale Sergio to zmienił.
- Zrób to. - szepnęła łapiąc oddech. Ich dolne części garderoby podzieliły los pozostałych. W momencie, w którym zaczął w nią wchodzić wbiła paznokcie w plecy Sergia przyciągając go do siebie. Przymknęła powieki odchylając głowę. Z każdym jego ruchem cicho jęczała. Wpił się w jej usta całując zachłannie. Była tylko jego, nie liczyło się nic innego. Nikt już jej nie skrzywdzi, obroni ją przed całym złem otaczającego ich świata.

Leżała na nim płytko oddychając i wsłuchując się w bicie serca Sergia, a on pieścił jej plecy. Nie musieli nic mówić, wiedzieli, że należeli do siebie.
- Kocham cię. - szepnął całując ją w czoło.
- Wiem. - odparła spoglądając w jego oczy i czule całując. Kurtka, którą była przykryta zaczęła zsuwać się z jej ciała, jednak Ramos szybko ją złapał, tym samym przytulając dziewczynę mocniej do siebie. Bella syknęła z bólu.
- Przepraszam, zapomniałem. - odparł szybko.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się utulając się w jego klatkę piersiową.

Od autorki: No, więc no... Z bólem muszę Was powiadomić, że był to przedostatni rozdział tego opowiadania. Został jeszcze jeden i epilog, co nie znaczy, że to koniec emocji! Po jego zakończeniu planuję pisać Torresa, na którym dawno nie pojawiło się nic nowego, a 16 styczna pojawi się prolog na he-was-gone, które dedykuję Minizie! <3
Ten rozdział dedykuję Coppernicanie, która poprawnie zinterpretowała cytat nad ostatnim rozdziałem. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.