,,Czemże jest nazwa? To, co zowiem różą,
Pod inną nazwą równieby pachniało..."
Pod inną nazwą równieby pachniało..."
Romeo & Julia, Akt ll scena 2
El Classico - cała Hiszpania, cała Europa, cały świat o tym mówi. Kto wyjdzie w podstawowym składzie? Kto tym razem będzie lepszy: Messi czy Ronaldo? Mniej goli puści Valdes czy Casillas? Czerwoną kartkę dostanie: Ramos czy Pique? Kto popisze się lepszą asystą: Ozil czy Iniesta?
Męczyło ją to. Byli w hotelu, w Madrycie od niecałej godziny, a na zewnątrz koczowała przeszło setka fotografów i reporterów. W telewizji podawano wyssane w palca informacje, a piłkarze jedli obiad. Bella razem z Anną i Valerią siedziały przy osobnym stoliku w jadalni i zajadały się spaghetti.
- Andres chce, żebyś założyła koszulkę Barcelony na mecz. - oznajmiła Anna.
- Czemu sam mi tego nie powie? - westchnęła. Dopiero co byli zapisać ją do liceum w Barcelonie, a już musiała opuszczać lekcje, bo braciszek postanowił odnowić z nią relacje. Może powinna się cieszyć, w końcu sama tego chciała, ale szkoła jednak jest ważniejsza.
- Bella. - chwyciła ją za rękę. - Andresowi jest trudno. Pomagając mu, pomożesz ocieplić wasze relacje. Tak będzie najlepiej. - dodała.
- Niech będzie. - odparła po chwili namysłu.
~*~
- Będzie dobrze. Wygracie to. - szeptała Anna do ucha Andresa trzymając małą Valerię. Obie miały na sobie koszulki Barcelony z nazwiskiem "Iniesta" i jego numerkiem. Isabel było strasznie niezręcznie. Uśmiechnęła się tylko do brata, po czym zniknęła razem z pozostałymi w tunelu i poszła do trybuny VIPów. Po drodze minęła piłkarzy Realu Madryt. Jedni byli ubrane w stroje klubowe, a inni mieli dresy.
- Patrz jak chodzisz, mała Cule. - usłyszała ostre warknięcie. Odwróciła się i zobaczyła duże, czekoladowe oczy spoglądające wprost na nią. Słowa ugrzęzły jej w gardle.
- Ja... - jęknęła wytrzeszczając oczy. Mężczyzna przed nią był wysoki, postawny, muskularny. Była przy nim taka malutka i słaba. Mimo, ze miała metr sześćdziesiąt cztery i w szkole nie należała do najmniejszych teraz czuła, że się kurczy. - Znaczy się... - rozmasowała nerwowo kark.
- Bels, idziesz ?! - zawołała Anna.
- Przepraszam. - sapnęła szybko znikając. Kamień spadł jej z serca, kiedy nie czuła na sobie jego wzroku. Nie bardzo wiedziała co stało się kilka sekund temu...
- Sergio! - krzyknął Cristiano podchodząc do przyjaciela. - Co zrobiłeś tej dziewczynie? Uciekła jakbyś wyzwał ją od najgorszych szmat. - dodał rozglądając się. - Chyba nie... - spojrzał na Ramosa z niechęcią.
- Nie, coś ty. Nie patrzyła gdzie idzie, wjebała do mnie i ja zamurowało. - parsknął.
- A ty oczywiście musiałeś być niemiły, bo miała koszulkę Barcy. - westchnął krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Przecież mnie znasz....
- No właśnie.
Piłkarze weszli na murawę razem z dziećmi. El Classico rozpoczęło się razem z pierwszym gwizdkiem sędziego.
~*~
Sergio Ramos, zdaniem sędziego bocznego brutalnie sfaulował Andresa Inieste i został ukarany (na szczęście) żółtą kartką. Już podchodził do niego, aby zacząć się kłócić, ale koledzy zaczęli go odsuwać i uspakajać. Krzyczeli do siebie niecenzuralne słowa, wygrażali pięściami, ale po kilku minutach wszystko się uspokoiło. Bella i Anna oglądały wszystko z trybun dla rodzin piłkarzy.
- Boże! - syknęła Anna siadając na swoje miejsce. - Ten cały Ramos to jakiś niewychowany gnój! Zachowuje się jakby miał szesnaście lat i tylko bójki mu w głowie. Nigdy go nie lubiłam. - dodała zrezygnowana.
- Nie mów tak. Nie znasz go prywatnie. - westchnęła Bella kompletnie nie zwracając uwagi na mecz.
- Ależ znam. - prychnęła. - Na jednej imprezie reprezentacyjnej proponował mi łóżku i obiecał, że Andres niczego się nie dowie. To ćpun, stały bywalec burdeli i klubów ze striptizem. Zakała Hiszpanii. -warknęła wywracając oczyma. Młoda Hiszpanka nie chciała kłócić się ze szwagierką, która zapewne miała racje. Kiedy w tunelu na nią spojrzał stała jak sparaliżowana. Był w dziwny sposób odpychający. Nie śmierdział, nie wyglądał jak niechluj... ale po prostu. Nie wydawał się być miłym typem.
Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Realu Madryt. Piłkarze Barcelony ze spuszczonymi głowami schodzili z murawy, a ci z Madrytu jeszcze przez chwilę pozostali na murawie.
- Chodź. - westchnęła Anna ubierając Valerii sweterek. W końcu zeszły po schodach do tunelu.
Szczerze? Bella oglądała mecz tylko urywkowo. Nigdy zbytnio nie interesowała się piłką nożną, widziała tylko kilka występów Andresa w reprezentacji. Rodzice zawsze powtarzali jak to są z niego dumni. I on ma tupet, żeby mówić, że to ona jest ich pupilką? niech popatrzy na siebie.
- Ty skurwysynie! - ryknął Sergio pędząc w stronę Andresa wycierającego czoło koszulką. - Za to symulowanie masz wpierdol! - dodał przygważdżając przeciwnika do ściany. Pozostali piłkarze zlecieli do się nich chcąc odsunąć zdenerwowanego Ramosa od ciut mniejszego Iniesty.
- Ej! Uspokój się! - zawołała Bella przeciskając się przez tłum zawodników. Dzięki swojej drobnej posturze wsunęła się między nich i spojrzała na Sergio. - Odpuść. - poprosiła.
- No no. - parsknął uśmiechając się szeroko i poluzował uścisk ramienia Andresa, jednak nie puścił do końca. - Mała Cule. Co, cioto? Znalazłeś sobie dziwkę? Dasz numer? - zapytał opryskliwie, z pogardą.
- Cofnij te słowa. - wysyczał przez zęby Andres. Sergio prychnął śmiechem. Chciał coś odpowiedzieć, jednak Iniesta odwinął się i uderzył go pięścią w twarz. Ramos osunął się na ziemię z krwawiącym nosem. - To moja siostra. - dodał Andres, po czym odszedł.
Wodził wzrokiem za Iniestą i jego rodziną tak długo, aż nie zniknęli w drzwiach. Spojrzał na Cristiano, który stał obok niego z załamaną miną.
- Dobra, wstawaj. - westchnął w końcu podając mu rękę.
- Ale, ja... - jęknął zdezorientowany. Czuł, że nie panuje nad całą sytuacją, że nie panuje nad swoimi myślami i ciałem. Potrzebował swojego ratunku. Musiał wziąć działkę. Nie wytrzyma dłużej...
~*~
Nie odezwała się słowem do Andresa. Tak naprawdę to do końca nie pojmowała co stało się na Bernabeu. Wydawało jej się, czy brat postawił się w jej obronie?
Zaraz po przyjeździe runęła na łóżko w swoim hotelowym pokoju i nie miała siły wstać, ale również nie mogła zasnąć. Jej głowę zaprzątały obrazy z dzisiejszego dnia. Koszulka, mecz, Ramos, Andres...
W końcu, jakimś cudem zasnęła, jednak nie spała za długo, bo o szóstej rano obudziły ją pierwsze promienie słońca wdzierające się do pokoju.
- Cholera... - jęknęła sama do siebie. Wyciągnęła z walizki spodenki, koszulkę i bieliznę, po czym poszła do łazienki umyć się i wziąć prysznic. Po porannej toalecie zbiegła do jadalni, jednak odbiła się od drzwi. Wyszła na puste jeszcze ulice Madrytu. Weszła do pierwszego lepszego, małego sklepiku, kupiła butelkę wody niegazowanej i ciastko francuskie.
Zaczęła nowe życie. Bez upokorzeń, bez bólu, bez
strachu. Dostała nauczkę i tym razem nie pozwoli, aby ktokolwiek ją skrzywdził.
Ale, z drugiej strony nie zdoła wszystkiego zapomnieć. Santiago na zawsze
pozostanie w jej wspomnieniach i psychice. Przez niego do końca życia będzie
się bała. Będzie dostawała drgawek za każdym razem, kiedy będzie sama w domu i
zadzwoni dzwonek. Jej ciało będzie sparaliżowane za każdym razem, kiedy jakiś
mężczyzna na nią spojrzy.
Doszła do ogromnej fontanny na środku rynku. Usiadła
na jej murku i patrzyła przed siebie. Co zrobi ze swoim życiem ? Tak, skończy
liceum i co potem ? Studia? Jakie?
- Cule. - usłyszała drwiący głos. - Siostrzyczka
Iniesty. Co za spotkanie. - dodał. Powolnym, dostojnym krokiem zmierzał w jej
stronę. Zdrętwiała, mimowolnie. Zaczęła się rozglądać za kimś, kto mógłby być świadkiem tego przedstawienia, kto mógłby jakoś zareagować, ale nikogo nie było, jak na złość.
- Nie mów do mnie Cule. - szepnęła spuszczając wzrok na swoje ciastko.
- Dlaczego? - zapytał siadając obok. Miał na sobie jeansowe spodenki do kolan z dziurami i białą, opinającą tors i ramiona koszulkę z czarno białym zdjęciem zespołu Bon Jovi.
- Bo nie jestem fanką Barcelony. - odparła. - Miałam na sobie koszulkę, bo brat mnie po prosił. Nie interesuję się piłką nożną.
- Młoda, ranisz mnie. - jęknął. - Daj gryza. - spojrzał na ciastko z nadzieniem wiśniowym. Ścięło ją. Najpierw wyzywa ją od dziwek, a teraz słodkim głosikiem pyta się, czy może gryza.
- Masz. - już chciała zacząć robić awanturę, ale zamiast tego rzuciła zwykłe "masz". Miała zacząć wszystko od nowa! Miała niczego się nie bać, a tu proszę. Pojawia się jakiś tam Ramos i wszystko psuje.
- Słuchaj, dobrze się składa, że się spotkaliśmy. - zaczął nerwowo wyłamywać palce. - Wczoraj...
- Prawie pobiłeś mojego brata i wyzwałeś mnie od dziwek. - wymusiła na sobie uśmiech. - Bardzo miło.
- Wiem, że to nie było zbyt miłe. Przepraszam cię.
- Nie pamiętam, żebyśmy przechodzili na ty. - odparła. - Jestem Isabel. - podała mu lekko drżącą rękę. Hiszpan uśmiechnął się. Nie mogła oderwać oczu od jego ust.
- Sergio. - oznajmił. - Długo zostaniesz w Madrycie?
- Jutro wieczorem wylatujemy z powrotem do Barcelony.
- Muszę lecieć przygotować się na trening. Spotkajmy się tutaj koło dwunastej. Zabiorę cię na obiad. - odparł, po czym zniknął w swoim czarnym samochodzie zaparkowanym obok jednego ze sklepów.
Sergio zaraz po wejściu do domu wyciągnął spod poduchy kanapy malutki woreczek wypełniony białym proszkiem. Tak, nareszcie. Usiadł, wysypał jego zawartość na wierzch dłoni i powoli, rozkoszując się każdą sekundą zmieniał się. Wystarczy na następny dzień. Będzie świetny na treningu, wesoły, uśmiechnięty. Poderwie i przeleci tą małą Cule, zrobi na złość Inieście, a na koniec pójdzie do baru i zapomni o całym dniu przy kieliszkach wódki. Świetny plan.
Przełożyła torebkę przez ramię i już miała iść w stronę hotelu, kiedy usłyszała swoje imię. Odwróciła się i zobaczyła go. Szedł do niej, tak jak w filmach zarzucając przez ramię skórzaną kurtkę (jego strój). Zdjął z nosa wielkie okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na lekko zarumienioną Bellę.
- Cieszę się, że przyszłaś. - oznajmił z uśmiechem. Był jakiś inny. Aż do przesady miły, wesoły uśmiechnięty. Był idealny, a nikt nie jest. Coś było nie tak. Po meczu z jego oczu biła agresja, ale też bezsilność.
Nie odpowiedziała, bo nie wiedziała co. Tylko się uśmiechnęła.
- Chodź, zabiorę cię do świetnej restauracji. - dodał widząc jej zdezorientowanie.
Usiedli przy stoliku w eleganckiej, francuskiej restauracji. Bella wzięła jedną z kart i kiedy zobaczyła ceny prawie oczy jej wypadły.
- Nie martw się, ja płacę. - uśmiechnął się. Otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, jednak nie było jej to dane. - Bez gadania. - dodał. Podszedł do nich kelner, aby przyjąć zamówienie.
Kiedy czekali na obiad Sergio układał sobie w głowie plan dzisiejszego dnia. Zada jej parę pytań, jak zwykle będzie czarujący, uroczy. nie ma mowy, nie oprze mu się. Później zabierze ją na spacer tymi wąskimi, czasami śmierdzącymi uliczkami Madrytu, ma to swój urok - jakby nie patrzeć. Potem zaprosi ja do siebie, znów będzie do przesady słodki. Powoli, delikatnie zacznie się do niej dobierać, nie będzie mogła się oprzeć.
- Jebane, jak ja dawno się nie pieprzyłem. Już z cztery dni. - szepnął sam do siebie.
- Co mówiłeś?
- Nic, nic. Narzekam, że tak długo musimy czekać. - uśmiechnął się. Cholera. Później oznajmi jej, że dali sie ponieść chwili, odwiezie ja do domu, a jutro rano pod drzwiami zastanie mały bukiecik z karteczką, na której będzie napisane, że dziękuje za noc, ale to juz się więcej nie powtórzy. Na każdą działa zawsze to samo. Isabel różni się jedynie wiekiem. W końcu między nimi jest jakieś siedem lat różnicy, ale przecież (chyba) nie podchodzi to pod pedofilstwo.
Kelner przyniósł posiłek i zabrali się za jedzenie.
- Od kiedy mieszkasz z bratem? - zapytał. Zawsze najpierw trzeba wysłuchać jakiś idiotycznych opowiastek, żeby później móc się rozkoszować.
- Od kilku dni. - odparła. Okej, jasne...
- Co studiujesz?
- Ja... - zagryzła wargę. - Dopiero zaczęłam liceum. - dodała. Sergio zakrztusił się wodą. Dostał takiego napadu kaszlu, że brakło mu oddechu. O jacie pierdziele! Ona ma jakieś szesnaście, może siedemnaście lat. Jak ktoś się dowie, powie że jest pedofilem!
- Jesteś... bardzo młoda. - wykrztusił w końcu głęboko oddychając. Ona tylko lekko się uśmiechnęła, po czym wróciła do jedzenia.
Rozmawiali i jedli jeszcze przez około pół godziny. Jaki Ramos był przez ten czas? Miły, opanowany, cały czas się uśmiechał. Znów był aż do przesady idealny.
- Dziękuję za obiad. - westchnęła Bella, chcąc jak najszybciej wrócić do swojego hotelowego pokoju. Sergio wydawał jej się sztuczny, nieprawdziwy. Robił wszystko tak, jakby było wyćwiczone. - Będę się już zbierać. - dodała robiąc krok w tył.
- Myślałem, że moglibyśmy pojechać do mnie. Mam kilka fajnych filmów, których na pewno nie widziałaś. A w towarzystwie ogląda się lepiej. - uśmiechnął się. - Nie daj się prosić... - dodał skinając głową w lewo. Wyglądał tak uroczo, tak niewinnie. Isabel, jeśli nie odmówisz pożałujesz tego! On nie jest dla ciebie! Jest z dziesięć lat starszy, proponował Annie łóżko...pewnie chce zrobić Andresowi na złość.
- Niech będzie. - odparła i już tego pożałowała.
- Chodź, pokażę ci moja. kolekcję filmów. Wybierzesz coś. - oznajmił. Bella szła za nim do salonu, którego cała ściana była zapełniona półkami, na których leżały płyty różnych zespołów i filmy.
Wybrała jakiś film sensacyjny. Nie chciała żadnej komedii romantycznej, nie chciała stwarzać klimatu, chciała stąd jak najszybciej uciec. Dlaczego ciało robi co innego myśli mózg?!
Sergio załączył film i usiadł na kanapie obok niej. Siedziała cicho, było tak niezręcznie. Jednak Ramosowi to nie przeszkadzało. Film ledwo się zaczął, a Hiszpan już nie umiał wytrzymać. Zaczął delikatnie palcami wodzić po ramieniu Isabel. Widział, jak jej policzki zaczynają się zaczerwieniać, jej ciało drętwieje, a oczy szukają czegoś na ścianie.
- Przestań. - szepnęła.
- Wiem, że tego chcesz. - odparł drwiąco przysuwając się do niej. palcami drugiej ręki zaczął pieścić twarz i szyję.
- Sergio, przestań.
- Cii... - zaśmiał się chcąc ją pocałować.
- Nie! - krzyknęła zrywając się z kanapy. Łzy spływały jej po policzkach, była blada i trzęsła się. - Odwieź mnie do domu!
- Cule... - parsknął. Złapała za torebkę leżącą na kanapie, po czym wybiegła z posiadłości Ramosa nie przestając płakać.
Od autorki: Bardzo, bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Uf, ale się rozpisałam z tym rozdziałem. Miało wyjść trochę inaczej, ale tak też jest dobrze. Nie myślcie sobie, że po powrocie do Barcelony cała akcja przystopuje, co to to nie. Spodziewajcie się okrutnego Santiago, którego gra cudowny Matt Bomer. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
PS Ile ja bym dała, żeby choć przez chwilę stać się tą piłką *.*
- Masz. - już chciała zacząć robić awanturę, ale zamiast tego rzuciła zwykłe "masz". Miała zacząć wszystko od nowa! Miała niczego się nie bać, a tu proszę. Pojawia się jakiś tam Ramos i wszystko psuje.
- Słuchaj, dobrze się składa, że się spotkaliśmy. - zaczął nerwowo wyłamywać palce. - Wczoraj...
- Prawie pobiłeś mojego brata i wyzwałeś mnie od dziwek. - wymusiła na sobie uśmiech. - Bardzo miło.
- Wiem, że to nie było zbyt miłe. Przepraszam cię.
- Nie pamiętam, żebyśmy przechodzili na ty. - odparła. - Jestem Isabel. - podała mu lekko drżącą rękę. Hiszpan uśmiechnął się. Nie mogła oderwać oczu od jego ust.
- Sergio. - oznajmił. - Długo zostaniesz w Madrycie?
- Jutro wieczorem wylatujemy z powrotem do Barcelony.
- Muszę lecieć przygotować się na trening. Spotkajmy się tutaj koło dwunastej. Zabiorę cię na obiad. - odparł, po czym zniknął w swoim czarnym samochodzie zaparkowanym obok jednego ze sklepów.
~*~
Wczoraj po meczu Cristiano odwiózł go do domu. Wymachiwał rękoma jakby dostał padaczki i pogroził, ze jak nie będzie go na jutrzejszym treningu ma w mordę. Podczas jazdy zrobił mu też kazanie.Sergio zaraz po wejściu do domu wyciągnął spod poduchy kanapy malutki woreczek wypełniony białym proszkiem. Tak, nareszcie. Usiadł, wysypał jego zawartość na wierzch dłoni i powoli, rozkoszując się każdą sekundą zmieniał się. Wystarczy na następny dzień. Będzie świetny na treningu, wesoły, uśmiechnięty. Poderwie i przeleci tą małą Cule, zrobi na złość Inieście, a na koniec pójdzie do baru i zapomni o całym dniu przy kieliszkach wódki. Świetny plan.
~*~
Co miała zrobić? Poszła. No, bo czemu nie... Przeprosił, było widać, że jest mu przykro, chciał jej to wynagrodzić. Przeszła przez rynek i usiadła na fontannie (jej strój). Czekała chwilę, aż w końcu wstała parskając śmiechem. Po jakiego tu przylazła?! Sama się zarzekała, że zaczyna na nowo. nie chcę się już bać i tak dalej, a tutaj spotyka się ze starszym facetem, piłkarzem wrogiego jej bratu klubu, który pewnie chce ją tylko zaliczyć. Dziewczyno uciekaj stąd jak najszybciej, zanim przyjdzie. A może w ogóle nie przyjdzie, może chciał tylko zrobić jej nadzieję i śmiać się patrząc jak czekaj.Przełożyła torebkę przez ramię i już miała iść w stronę hotelu, kiedy usłyszała swoje imię. Odwróciła się i zobaczyła go. Szedł do niej, tak jak w filmach zarzucając przez ramię skórzaną kurtkę (jego strój). Zdjął z nosa wielkie okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na lekko zarumienioną Bellę.
- Cieszę się, że przyszłaś. - oznajmił z uśmiechem. Był jakiś inny. Aż do przesady miły, wesoły uśmiechnięty. Był idealny, a nikt nie jest. Coś było nie tak. Po meczu z jego oczu biła agresja, ale też bezsilność.
Nie odpowiedziała, bo nie wiedziała co. Tylko się uśmiechnęła.
- Chodź, zabiorę cię do świetnej restauracji. - dodał widząc jej zdezorientowanie.
Usiedli przy stoliku w eleganckiej, francuskiej restauracji. Bella wzięła jedną z kart i kiedy zobaczyła ceny prawie oczy jej wypadły.
- Nie martw się, ja płacę. - uśmiechnął się. Otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, jednak nie było jej to dane. - Bez gadania. - dodał. Podszedł do nich kelner, aby przyjąć zamówienie.
Kiedy czekali na obiad Sergio układał sobie w głowie plan dzisiejszego dnia. Zada jej parę pytań, jak zwykle będzie czarujący, uroczy. nie ma mowy, nie oprze mu się. Później zabierze ją na spacer tymi wąskimi, czasami śmierdzącymi uliczkami Madrytu, ma to swój urok - jakby nie patrzeć. Potem zaprosi ja do siebie, znów będzie do przesady słodki. Powoli, delikatnie zacznie się do niej dobierać, nie będzie mogła się oprzeć.
- Jebane, jak ja dawno się nie pieprzyłem. Już z cztery dni. - szepnął sam do siebie.
- Co mówiłeś?
- Nic, nic. Narzekam, że tak długo musimy czekać. - uśmiechnął się. Cholera. Później oznajmi jej, że dali sie ponieść chwili, odwiezie ja do domu, a jutro rano pod drzwiami zastanie mały bukiecik z karteczką, na której będzie napisane, że dziękuje za noc, ale to juz się więcej nie powtórzy. Na każdą działa zawsze to samo. Isabel różni się jedynie wiekiem. W końcu między nimi jest jakieś siedem lat różnicy, ale przecież (chyba) nie podchodzi to pod pedofilstwo.
Kelner przyniósł posiłek i zabrali się za jedzenie.
- Od kiedy mieszkasz z bratem? - zapytał. Zawsze najpierw trzeba wysłuchać jakiś idiotycznych opowiastek, żeby później móc się rozkoszować.
- Od kilku dni. - odparła. Okej, jasne...
- Co studiujesz?
- Ja... - zagryzła wargę. - Dopiero zaczęłam liceum. - dodała. Sergio zakrztusił się wodą. Dostał takiego napadu kaszlu, że brakło mu oddechu. O jacie pierdziele! Ona ma jakieś szesnaście, może siedemnaście lat. Jak ktoś się dowie, powie że jest pedofilem!
- Jesteś... bardzo młoda. - wykrztusił w końcu głęboko oddychając. Ona tylko lekko się uśmiechnęła, po czym wróciła do jedzenia.
Rozmawiali i jedli jeszcze przez około pół godziny. Jaki Ramos był przez ten czas? Miły, opanowany, cały czas się uśmiechał. Znów był aż do przesady idealny.
- Dziękuję za obiad. - westchnęła Bella, chcąc jak najszybciej wrócić do swojego hotelowego pokoju. Sergio wydawał jej się sztuczny, nieprawdziwy. Robił wszystko tak, jakby było wyćwiczone. - Będę się już zbierać. - dodała robiąc krok w tył.
- Myślałem, że moglibyśmy pojechać do mnie. Mam kilka fajnych filmów, których na pewno nie widziałaś. A w towarzystwie ogląda się lepiej. - uśmiechnął się. - Nie daj się prosić... - dodał skinając głową w lewo. Wyglądał tak uroczo, tak niewinnie. Isabel, jeśli nie odmówisz pożałujesz tego! On nie jest dla ciebie! Jest z dziesięć lat starszy, proponował Annie łóżko...pewnie chce zrobić Andresowi na złość.
- Niech będzie. - odparła i już tego pożałowała.
~*~
Weszli do wielkiej willi Ramosa. Było czysto, schludnie, pachnąco. Gdyby nie wiedziała, myślałaby, ze w tym domu mieszka rodzina i wszystkim zajmuje się matka. - Chodź, pokażę ci moja. kolekcję filmów. Wybierzesz coś. - oznajmił. Bella szła za nim do salonu, którego cała ściana była zapełniona półkami, na których leżały płyty różnych zespołów i filmy.
Wybrała jakiś film sensacyjny. Nie chciała żadnej komedii romantycznej, nie chciała stwarzać klimatu, chciała stąd jak najszybciej uciec. Dlaczego ciało robi co innego myśli mózg?!
Sergio załączył film i usiadł na kanapie obok niej. Siedziała cicho, było tak niezręcznie. Jednak Ramosowi to nie przeszkadzało. Film ledwo się zaczął, a Hiszpan już nie umiał wytrzymać. Zaczął delikatnie palcami wodzić po ramieniu Isabel. Widział, jak jej policzki zaczynają się zaczerwieniać, jej ciało drętwieje, a oczy szukają czegoś na ścianie.
- Przestań. - szepnęła.
- Wiem, że tego chcesz. - odparł drwiąco przysuwając się do niej. palcami drugiej ręki zaczął pieścić twarz i szyję.
- Sergio, przestań.
- Cii... - zaśmiał się chcąc ją pocałować.
- Nie! - krzyknęła zrywając się z kanapy. Łzy spływały jej po policzkach, była blada i trzęsła się. - Odwieź mnie do domu!
- Cule... - parsknął. Złapała za torebkę leżącą na kanapie, po czym wybiegła z posiadłości Ramosa nie przestając płakać.
Od autorki: Bardzo, bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Uf, ale się rozpisałam z tym rozdziałem. Miało wyjść trochę inaczej, ale tak też jest dobrze. Nie myślcie sobie, że po powrocie do Barcelony cała akcja przystopuje, co to to nie. Spodziewajcie się okrutnego Santiago, którego gra cudowny Matt Bomer. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
PS Ile ja bym dała, żeby choć przez chwilę stać się tą piłką *.*