Rozdział 2

,,Czemże jest nazwa? To, co zowiem różą,
Pod inną nazwą równieby pachniało..."
Romeo & Julia, Akt ll scena 2
El Classico - cała Hiszpania, cała Europa, cały świat o tym mówi.  Kto wyjdzie w podstawowym składzie? Kto tym razem będzie lepszy: Messi czy Ronaldo? Mniej goli puści Valdes czy Casillas? Czerwoną kartkę dostanie: Ramos czy Pique? Kto popisze się lepszą asystą: Ozil czy Iniesta?
Męczyło ją to. Byli w hotelu, w Madrycie od niecałej godziny, a na zewnątrz koczowała przeszło setka fotografów i reporterów. W telewizji podawano wyssane w palca informacje, a piłkarze jedli obiad. Bella razem z Anną i Valerią siedziały przy osobnym stoliku w jadalni i zajadały się spaghetti.
- Andres chce, żebyś założyła koszulkę Barcelony na mecz. - oznajmiła Anna.
- Czemu sam mi tego nie powie? - westchnęła. Dopiero co byli zapisać ją do liceum w Barcelonie, a już musiała opuszczać lekcje, bo braciszek postanowił odnowić z nią relacje. Może powinna się cieszyć, w końcu sama tego chciała, ale szkoła jednak jest ważniejsza.
- Bella. - chwyciła ją za rękę. - Andresowi jest trudno. Pomagając mu, pomożesz ocieplić wasze relacje. Tak będzie najlepiej. - dodała.
- Niech będzie. - odparła po chwili namysłu.
~*~
- Będzie dobrze. Wygracie to. - szeptała Anna do ucha Andresa trzymając małą Valerię. Obie miały na sobie koszulki Barcelony z nazwiskiem "Iniesta" i jego numerkiem. Isabel było strasznie niezręcznie. Uśmiechnęła się tylko do brata, po czym zniknęła razem z pozostałymi w tunelu i poszła do trybuny VIPów. Po drodze minęła piłkarzy Realu Madryt. Jedni byli ubrane w stroje klubowe, a inni mieli dresy.
- Patrz jak chodzisz, mała Cule. - usłyszała ostre warknięcie. Odwróciła się i zobaczyła duże, czekoladowe oczy spoglądające wprost na nią. Słowa ugrzęzły jej w gardle.
- Ja... - jęknęła wytrzeszczając oczy. Mężczyzna przed nią był wysoki, postawny, muskularny. Była przy nim taka malutka i słaba. Mimo, ze miała metr sześćdziesiąt cztery i w szkole nie należała do najmniejszych teraz czuła, że się kurczy. - Znaczy się... - rozmasowała nerwowo kark.
- Bels, idziesz ?! - zawołała Anna.
- Przepraszam. - sapnęła szybko znikając. Kamień spadł jej z serca, kiedy nie czuła na sobie jego wzroku. Nie bardzo wiedziała co stało się kilka sekund temu...

- Sergio! - krzyknął Cristiano podchodząc do przyjaciela. - Co zrobiłeś tej dziewczynie? Uciekła jakbyś wyzwał ją od najgorszych szmat. - dodał rozglądając się. - Chyba nie... - spojrzał na Ramosa z niechęcią.
- Nie, coś ty. Nie patrzyła gdzie idzie, wjebała do mnie i ja zamurowało. - parsknął.
- A ty oczywiście musiałeś być niemiły, bo miała koszulkę Barcy. - westchnął krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Przecież mnie znasz....
- No właśnie.
Piłkarze weszli na murawę razem z dziećmi. El Classico rozpoczęło się razem z pierwszym gwizdkiem sędziego.
~*~
Sergio Ramos, zdaniem sędziego bocznego brutalnie sfaulował Andresa Inieste i został ukarany (na szczęście) żółtą kartką. Już podchodził do niego, aby zacząć się kłócić, ale koledzy zaczęli go odsuwać i uspakajać. Krzyczeli do siebie niecenzuralne słowa, wygrażali pięściami, ale po kilku minutach wszystko się uspokoiło. Bella i Anna oglądały wszystko z trybun dla rodzin piłkarzy.
- Boże! - syknęła Anna siadając na swoje miejsce. - Ten cały Ramos to jakiś niewychowany gnój! Zachowuje się jakby miał szesnaście lat i tylko bójki mu w głowie. Nigdy go nie lubiłam. - dodała zrezygnowana.
- Nie mów tak. Nie znasz go prywatnie. - westchnęła Bella kompletnie nie zwracając uwagi na mecz.
- Ależ znam. - prychnęła. - Na jednej imprezie reprezentacyjnej proponował mi łóżku i obiecał, że Andres niczego się nie dowie. To ćpun, stały bywalec burdeli i klubów ze striptizem. Zakała Hiszpanii. -warknęła wywracając oczyma. Młoda Hiszpanka nie chciała kłócić się ze szwagierką, która zapewne miała racje. Kiedy w tunelu na nią spojrzał stała jak sparaliżowana. Był w dziwny sposób odpychający. Nie śmierdział, nie wyglądał jak niechluj... ale po prostu. Nie wydawał się być miłym typem.
Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Realu Madryt. Piłkarze Barcelony ze spuszczonymi głowami schodzili z murawy, a ci z Madrytu jeszcze przez chwilę pozostali na murawie.
- Chodź. - westchnęła Anna ubierając Valerii sweterek. W końcu zeszły po schodach do tunelu. 
Szczerze? Bella oglądała mecz tylko urywkowo. Nigdy zbytnio nie interesowała się piłką nożną, widziała tylko kilka występów Andresa w reprezentacji. Rodzice zawsze powtarzali jak to są z niego dumni. I on ma tupet, żeby mówić, że to ona jest ich pupilką? niech popatrzy na siebie. 
- Ty skurwysynie! - ryknął Sergio pędząc w stronę Andresa wycierającego czoło koszulką. - Za to symulowanie masz wpierdol! - dodał przygważdżając przeciwnika do ściany. Pozostali piłkarze zlecieli do się nich chcąc odsunąć zdenerwowanego Ramosa od ciut mniejszego Iniesty. 
- Ej! Uspokój się! - zawołała Bella przeciskając się przez tłum zawodników. Dzięki swojej drobnej posturze wsunęła się między nich i spojrzała na Sergio. - Odpuść. - poprosiła.
- No no. - parsknął uśmiechając się szeroko i poluzował uścisk ramienia Andresa, jednak nie puścił do końca. - Mała Cule. Co, cioto? Znalazłeś sobie dziwkę? Dasz numer? - zapytał opryskliwie, z pogardą. 
- Cofnij te słowa. - wysyczał przez zęby Andres. Sergio prychnął śmiechem. Chciał coś odpowiedzieć, jednak Iniesta odwinął się i uderzył go pięścią w twarz. Ramos osunął się na ziemię z krwawiącym nosem. - To moja siostra. - dodał Andres, po czym odszedł.

Wodził wzrokiem za Iniestą i jego rodziną tak długo, aż nie zniknęli w drzwiach. Spojrzał na Cristiano, który stał obok niego z załamaną miną. 
- Dobra, wstawaj. - westchnął w końcu podając mu rękę. 
- Ale, ja... - jęknął zdezorientowany. Czuł, że nie panuje nad całą sytuacją, że nie panuje nad swoimi myślami i ciałem. Potrzebował swojego ratunku. Musiał wziąć działkę. Nie wytrzyma dłużej...
~*~
Nie odezwała się słowem do Andresa. Tak naprawdę to do końca nie pojmowała co stało się na Bernabeu. Wydawało jej się, czy brat postawił się w jej obronie? 
Zaraz po przyjeździe runęła na łóżko w swoim hotelowym pokoju i nie miała siły wstać, ale również nie mogła zasnąć. Jej głowę zaprzątały obrazy z dzisiejszego dnia. Koszulka, mecz, Ramos, Andres... 

W końcu, jakimś cudem zasnęła, jednak nie spała za długo, bo o szóstej rano obudziły ją pierwsze promienie słońca wdzierające się do pokoju. 
- Cholera... - jęknęła sama do siebie. Wyciągnęła z walizki spodenki, koszulkę i bieliznę, po czym poszła do łazienki umyć się i wziąć prysznic. Po porannej toalecie zbiegła do jadalni, jednak odbiła się od drzwi. Wyszła na puste jeszcze ulice Madrytu. Weszła do pierwszego lepszego, małego sklepiku, kupiła butelkę wody niegazowanej i ciastko francuskie.
Zaczęła nowe życie. Bez upokorzeń, bez bólu, bez strachu. Dostała nauczkę i tym razem nie pozwoli, aby ktokolwiek ją skrzywdził. Ale, z drugiej strony nie zdoła wszystkiego zapomnieć. Santiago na zawsze pozostanie w jej wspomnieniach i psychice. Przez niego do końca życia będzie się bała. Będzie dostawała drgawek za każdym razem, kiedy będzie sama w domu i zadzwoni dzwonek. Jej ciało będzie sparaliżowane za każdym razem, kiedy jakiś mężczyzna na nią spojrzy. 
Doszła do ogromnej fontanny na środku rynku. Usiadła na jej murku i patrzyła przed siebie. Co zrobi ze swoim życiem ? Tak, skończy liceum i co potem ? Studia? Jakie?
- Cule. - usłyszała drwiący głos. - Siostrzyczka Iniesty. Co za spotkanie. - dodał. Powolnym, dostojnym krokiem zmierzał w jej stronę. Zdrętwiała, mimowolnie. Zaczęła się rozglądać za kimś, kto mógłby być świadkiem tego przedstawienia, kto mógłby jakoś zareagować, ale nikogo nie było, jak na złość. 
- Nie mów do mnie Cule. - szepnęła spuszczając wzrok na swoje ciastko. 
- Dlaczego? - zapytał siadając obok. Miał na sobie jeansowe spodenki do kolan z dziurami i białą, opinającą tors i ramiona koszulkę z czarno białym zdjęciem zespołu Bon Jovi. 
- Bo nie jestem fanką Barcelony. - odparła. - Miałam na sobie koszulkę, bo brat mnie po prosił. Nie interesuję się piłką nożną.
- Młoda, ranisz mnie. - jęknął. - Daj gryza. - spojrzał na ciastko z nadzieniem wiśniowym. Ścięło ją. Najpierw wyzywa ją od dziwek, a teraz słodkim głosikiem pyta się, czy może gryza.
- Masz. - już chciała zacząć robić awanturę, ale zamiast tego rzuciła zwykłe "masz". Miała zacząć wszystko od nowa! Miała niczego się nie bać, a tu proszę. Pojawia się jakiś tam Ramos i wszystko psuje.
- Słuchaj, dobrze się składa, że się spotkaliśmy. - zaczął nerwowo wyłamywać palce. - Wczoraj...
- Prawie pobiłeś mojego brata i wyzwałeś mnie od dziwek. - wymusiła na sobie uśmiech. - Bardzo miło.
- Wiem, że to nie było zbyt miłe. Przepraszam cię.
- Nie pamiętam, żebyśmy przechodzili na ty. - odparła. - Jestem Isabel. - podała mu lekko drżącą rękę. Hiszpan uśmiechnął się. Nie mogła oderwać oczu od jego ust.
- Sergio. - oznajmił. - Długo zostaniesz w Madrycie?
- Jutro wieczorem wylatujemy z powrotem do Barcelony.
- Muszę lecieć przygotować się na trening. Spotkajmy się tutaj koło dwunastej. Zabiorę cię na obiad. - odparł, po czym zniknął w swoim czarnym samochodzie zaparkowanym obok jednego ze sklepów.
~*~
Wczoraj po meczu Cristiano odwiózł go do domu. Wymachiwał rękoma jakby dostał padaczki i pogroził, ze jak nie będzie go na jutrzejszym treningu ma w mordę. Podczas jazdy zrobił mu też kazanie.
Sergio zaraz po wejściu do domu wyciągnął spod poduchy kanapy malutki woreczek wypełniony białym proszkiem. Tak, nareszcie. Usiadł, wysypał jego zawartość na wierzch dłoni i powoli, rozkoszując się każdą sekundą zmieniał się. Wystarczy na następny dzień. Będzie świetny na treningu, wesoły, uśmiechnięty. Poderwie i przeleci tą małą Cule, zrobi na złość Inieście, a na koniec pójdzie do baru i zapomni o całym dniu przy kieliszkach wódki. Świetny plan.
~*~
Co miała zrobić? Poszła. No, bo czemu nie... Przeprosił, było widać, że jest mu przykro, chciał jej to wynagrodzić. Przeszła przez rynek i usiadła na fontannie (jej strój). Czekała chwilę, aż w końcu wstała parskając śmiechem. Po jakiego tu przylazła?! Sama się zarzekała, że zaczyna na nowo. nie chcę się już bać i tak dalej, a tutaj spotyka się ze starszym facetem, piłkarzem wrogiego jej bratu klubu, który pewnie chce ją tylko zaliczyć. Dziewczyno uciekaj stąd jak najszybciej, zanim przyjdzie. A może w ogóle nie przyjdzie, może chciał tylko zrobić jej nadzieję i śmiać się patrząc jak czekaj.
Przełożyła torebkę przez ramię i już miała iść w stronę hotelu, kiedy usłyszała swoje imię. Odwróciła się i zobaczyła go. Szedł do niej, tak jak w filmach zarzucając przez ramię skórzaną kurtkę (jego strój). Zdjął z nosa wielkie okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na lekko zarumienioną Bellę.
- Cieszę się, że przyszłaś. - oznajmił z uśmiechem. Był jakiś inny. Aż do przesady miły, wesoły uśmiechnięty. Był idealny, a nikt nie jest. Coś było nie tak. Po meczu z jego oczu biła agresja, ale też bezsilność.
Nie odpowiedziała, bo nie wiedziała co. Tylko się uśmiechnęła.
- Chodź, zabiorę cię do świetnej restauracji. - dodał widząc jej zdezorientowanie.

Usiedli przy stoliku w eleganckiej, francuskiej restauracji. Bella wzięła jedną z kart i kiedy zobaczyła ceny prawie oczy jej wypadły.
- Nie martw się, ja płacę. - uśmiechnął się. Otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, jednak nie było jej to dane. - Bez gadania. - dodał. Podszedł do nich kelner, aby przyjąć zamówienie.
Kiedy czekali na obiad Sergio układał sobie w głowie plan dzisiejszego dnia. Zada jej parę pytań, jak zwykle będzie czarujący, uroczy. nie ma mowy, nie oprze mu się. Później zabierze ją na spacer tymi wąskimi, czasami śmierdzącymi uliczkami Madrytu, ma to swój urok - jakby nie patrzeć. Potem zaprosi ja do siebie, znów będzie do przesady słodki. Powoli, delikatnie zacznie się do niej dobierać, nie będzie mogła się oprzeć.
- Jebane, jak ja dawno się nie pieprzyłem. Już z cztery dni. - szepnął sam do siebie.
- Co mówiłeś?
- Nic, nic. Narzekam, że tak długo musimy czekać. - uśmiechnął się. Cholera. Później oznajmi jej, że dali sie ponieść chwili, odwiezie ja do domu, a jutro rano pod drzwiami zastanie mały bukiecik z karteczką, na której będzie napisane, że dziękuje za noc, ale to juz się więcej nie powtórzy. Na każdą działa zawsze to samo. Isabel różni się jedynie wiekiem. W końcu między nimi jest jakieś siedem lat różnicy, ale przecież (chyba) nie podchodzi to pod pedofilstwo.
Kelner przyniósł posiłek i zabrali się za jedzenie.
- Od kiedy mieszkasz z bratem? - zapytał. Zawsze najpierw trzeba wysłuchać jakiś idiotycznych opowiastek, żeby później móc się rozkoszować.
- Od kilku dni. - odparła. Okej, jasne...
- Co studiujesz?
-  Ja... - zagryzła wargę. - Dopiero zaczęłam liceum. - dodała. Sergio zakrztusił się wodą. Dostał takiego napadu kaszlu, że brakło mu oddechu. O jacie pierdziele! Ona ma jakieś szesnaście, może siedemnaście lat. Jak ktoś się dowie, powie że jest pedofilem!
- Jesteś... bardzo młoda. - wykrztusił w końcu głęboko oddychając. Ona tylko lekko się uśmiechnęła, po czym wróciła do jedzenia.

Rozmawiali i jedli jeszcze przez około pół godziny. Jaki Ramos był przez ten czas?  Miły, opanowany, cały czas się uśmiechał. Znów był aż do przesady idealny.
- Dziękuję za obiad. - westchnęła Bella, chcąc jak najszybciej wrócić do swojego hotelowego pokoju. Sergio wydawał jej się sztuczny, nieprawdziwy. Robił wszystko tak, jakby było wyćwiczone. - Będę się już zbierać. - dodała robiąc krok w tył.
- Myślałem, że moglibyśmy pojechać do mnie. Mam kilka fajnych filmów, których na pewno nie widziałaś. A w towarzystwie ogląda się lepiej. - uśmiechnął się. - Nie daj się prosić... - dodał skinając głową w lewo. Wyglądał tak uroczo, tak niewinnie. Isabel, jeśli nie odmówisz pożałujesz tego! On nie jest dla ciebie! Jest z dziesięć lat starszy, proponował Annie łóżko...pewnie chce zrobić Andresowi na złość.
- Niech będzie. - odparła i już tego pożałowała.
~*~
Weszli do wielkiej willi Ramosa. Było czysto, schludnie, pachnąco. Gdyby nie wiedziała, myślałaby, ze w tym domu mieszka rodzina i wszystkim zajmuje się matka.
- Chodź, pokażę ci moja. kolekcję filmów. Wybierzesz coś. - oznajmił. Bella szła za nim do salonu, którego cała ściana była zapełniona półkami, na których leżały płyty różnych zespołów i filmy.
Wybrała jakiś film sensacyjny. Nie chciała żadnej komedii romantycznej, nie chciała stwarzać klimatu, chciała stąd jak najszybciej uciec. Dlaczego ciało robi co innego myśli mózg?!
Sergio załączył film i usiadł na kanapie obok niej. Siedziała cicho, było tak niezręcznie. Jednak Ramosowi to nie przeszkadzało. Film ledwo się zaczął, a Hiszpan już nie umiał wytrzymać. Zaczął delikatnie palcami wodzić po ramieniu Isabel. Widział, jak jej policzki zaczynają się zaczerwieniać, jej ciało drętwieje, a oczy szukają czegoś na ścianie.
- Przestań. - szepnęła.
- Wiem, że tego chcesz. - odparł drwiąco przysuwając się do niej. palcami drugiej ręki zaczął pieścić twarz i szyję.
- Sergio, przestań.
- Cii... - zaśmiał się chcąc ją pocałować.
- Nie! - krzyknęła zrywając się z kanapy. Łzy spływały jej po policzkach, była blada i trzęsła się. - Odwieź mnie do domu!
- Cule... - parsknął. Złapała za torebkę leżącą na kanapie, po czym wybiegła z posiadłości Ramosa nie przestając płakać.

Od autorki: Bardzo, bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Uf, ale się rozpisałam z tym rozdziałem. Miało wyjść trochę inaczej, ale tak też jest dobrze. Nie myślcie sobie, że po powrocie do Barcelony cała akcja przystopuje, co to to nie. Spodziewajcie się okrutnego Santiago, którego gra cudowny Matt Bomer. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

PS Ile ja bym dała, żeby choć przez chwilę stać się tą piłką *.*

Rozdział 1

,,Ślepym w miłości ciemność jest najmilsza"
Romeo & Julia, Akt ll, scena 1
 Przed rozmową z Andresem czuła się okropnie. Nigdy nie dogadywali się zbyt dobrze, a teraz dowiedziała się od Anny, że matka wcale z nimi nie rozmawiała i sama miała się poniżać i prosić, żeby pozwolono jej zostać. Ale nie może to być chyba tak złe, w końcu nie raz musiała się poniżać.
Właśnie siedziała w salonie razem z Anną i małą Valerią, która bawiła się na dywanie lalkami, kiedy z treningu wrócił Andres. Rzucił na schody torbę i wyciągając ręce ku niebu wszedł do salonu. Coś strzeliło mu w kręgosłupie i szybko spuścił dłonie. Wtedy zobaczył siostrę siedzącą na kanapie i popijającą herbatę. Był zdezorientowany. Jego wzrok powędrował na walizkę dziewczyny stojącą obok kanapy.
- Bella? - wybałuszył oczy. - Co tutaj robisz ?! - dodał trochę ostrzej. Wtedy serce dziewczyny podskoczył do gardła i pulsowało tak mocno, że nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Anna doskonale to widziała.
- Sądzę, że Bells powinna ci to wszystko wytłumaczyć. Porozmawiajcie w cztery oczy, jak rodzeństwo, ja z Valerią pójdę na spacer. - po tych słowach już jej nie było. Isabel wciąż siedziała gapiąc się na kubek herbaty.
- Andres, ja... - zaczęła powstrzymując łzy cisnące się do jej oczu.
- Kochana córeczka rodziców coś zmalowała? - przekrzywił głowę udając zmartwienie. - O, a może zaczął się okres buntu? Malutka Bella chce być niezależna? Ojejku... - pociągnął teatralnie nosem.
- Przestań! - krzyknęła.
- Idealna Isabel podnosi głos? - wstrzymał oddech. - Ty naprawdę się buntujesz. - parsknął śmiechem.
- Możesz na chwilę przestać i mnie wysłuchać ?! - wstała z kanapy zapłakana. - mama mówiła, że się z tobą kontaktowała, że mogę u was zostać. Nawet nie wiesz jaki koszmar przeszłam. Nie oczekuję, że pozwolisz mi tutaj zostać, ale...
- A żebyś wiedziała, że nie pozwolę ci zostać. Od zawsze jesteś moim koszmarem ! idealna córeczka się znalazła! - krzyknął. - To twój kolejny kaprys! - dodał uderzając pięścią w ścianę. - Teraz to ty mnie gówno obchodzisz! Twoje życie, rób sobie co chcesz, ale nie chcę, żebyś mieszała w moim życiu. - po tym, co usłyszała chwyciła za walizkę i wybiegła z domu brata.
~*~
W Madrycie słońce grzało niemiłosiernie. Dwóch zawodników Realu Madryt jechało w sportowym aucie głośno się kłócąc. Wzbudziło to nie byle jakie poruszenie. W końcu samochód zatrzymał się przed wielką, białą willą. Cristiano obszedł swój nabytek, wyciągnął z niego wymiotującego Ramosa i cierpliwie czekał, aż ten skończy.
- Od dzisiaj się to skończy. - westchnął Portugalczyk. - Te, Ramos! - krzyknął klepiąc go po plecach. - Rozumiesz, co do ciebie mówię? Od dzisiaj przestajesz się truć i Bóg wie co robić. Koniec. Kapisz? K-o-n-i-e-c. - przeliterował pomagając mu wstać. Wygrzebał z kieszeni przyjaciela klucze, po czym wszedł razem z nich po schodach i otwarł drzwi. Co tam zastał? Nagą blondynkę w samym fartuszku krzątającą się po salonie.
- Nic nie mówił o trójkąciku, ale... - zaczęła, jednak nie było dane jej dokończył.
- Podziękujemy już pani. - wskazał głową drzwi, w tej samej chwili ciągnąc półprzytomnego Sergio po schodach. Rzucił go na łóżko, zdjął buty i przyniósł wiadro, które postawił obok łóżka. Nie mógł zrozumieć jak można doprowadzić się do takiego stanu. Zgoda, on też lubił imprezować, ale nie do nieprzytomności! Raz mu się zdarzyło i właśnie z tego razu na świat przyszedł jego mały Junior.
Piłkarz zszedł na dół. przez długie minuty buszował po kuchni przyjaciela aż w końcu znalazł tabletki na ból głowy. Nalazł do szklanki wody, po czym zaniósł wszystko do sypialni Sergio i położył na stoliku nocnym. Usiadł na kanapie przed telewizorem i włączył sobie fife. Będzie czekał na Ramosa tak długo, jak będzie trzeba. Nie opuści go. Pomoże mu.
~*~
Właśnie miała wychodzić przez bramę, kiedy Anna zagrodziła jej drogę. Bella była cała zapłakana, a jej szwagierce serce się krajało. Sama w młodości nie była święta, ale dzięki bliskim ludziom udało jej się wyjść na prostom.
- Nie,nie, moja droga Nigdzie nie idziesz. Porozmawiam z Andresem. Mamy duży dom, starczy miejsca dla ciebie. - uśmiechnęła się ciepło prowadząc za rączkę małą Valerię.
- Nie, naprawdę. nie chcę wam sprawiać kłopotu. nie wiem dlaczego w ogóle tutaj przyjechałam. Myślałam, ze rodzice was uprzedzili...
- Bez gadania. Chodź. Załatwię to. - przytuliła ją lekko, po czym wróciły do domu. Andres chcąc się odstresować leżał na kanapie i czytał gazetę.
- Idź na górę. Drugie drzwi z prawej. - oznajmiła Anna zmierzając w stronę męża. Isabel wzięła głęboki oddech i weszła do wielkich, biało beżowych schodach na piętro. Spojrzała na drzwi, które wskazała jej Anna. Chwyciła za klamkę i delikatnie pchnęła. Oczom dziewczyny ukazał wielki pokój, którego ściany były pomalowany na kolor łososiowy. Firanki były beżowe, a pod oknem stało ogromne łoże z jasną pościelą. Oprócz tego była jeszcze szafa, dwie półki, mini kanapa przy łóżku i stolik nocny. Cały pokój był w jasnych, pastelowych kolorach. Był po prostu przepiękny.
usłyszała kłótnię Anny i Andresa. Po raz kolejny pomyślała, że głupio zrobiła przyjeżdżając tu.
- Załatwione. - poczuła dłoń na ramieniu, a kiedy się odwróciła zobaczyła Annę z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Niedługo rozpoczyna się drugie półrocze, a ty chodzisz jeszcze do liceum. Niedaleko jest szkoła. Poszukaj o niej informacji w internecie, a kiedy będziesz pewna pójdziemy cię zapisać. - dodała. - Za niecałą godzinę obiad. - zakończyła odchodząc. Bella była wdzięczna Annie z całego serca. Widziała jak bardzo się stara.
Powoli weszła do pokoju, postawiła walizki obok okna i westchnęła głośno. Jest w Barcelonie. Zaczyna nowe życie. Bez żadnych problemów, bez wspomnień... zapomni o wszystkim. Nie będzie pamiętać o upokorzeniach i  krzywd których doznała. Koniec z tym. od tego momentu będzie wiecznie uśmiechniętą, wesołą i szczęśliwą Isabel. 
~*~
O cholera... znowu. Kac. Ten pojebany ból głowy... nie...
- Kuźwa. - jęknął Sergio, kiedy próbował otworzyć oczy. Chciał po omacku wciąć telefon, ale na drodze napotkał... jakby tabletkę i szklankę. Cristiano. Był jego najlepszym przyjacielem. Mimo wyzwisk kierowanych pod jego adresem. Mimo gróźb Iriny. Mimo jej odejścia. Przyjaźń była dla Ronaldo najważniejsza. Odpłacał się Sergio za to, że pomógł mu zaaklimatyzować się w Madrycie i za to, że na samym początku mu pomagał. Teraz kolej się odwdzięczyć.
Sergio połknął tabletkę i znów położył się zakrywając twarz poduszką, bo światło świeciło mu na gębę. po chwili wszystko podeszło mu do gardła. Wiedział, że jeśli była tabletka i woda, to będzie i wiadro. Odruchowo odwrócił się i zwymiotował. Głowę rozsadzał mu ból. 
- Wreszcie się Śpiąca Królewna obudziła. - parsknął Cristiano wchodząc do środka. - Jest jedenasta godzina. - dodał spoglądając na nieogarniającego nic Ramosa. - Tak, następnego dnia. - westchnął. - Wiem, że masz kaca jak stąd do Muru Chińskiego, ale za dwie godziny mamy trening, na którym masz być obowiązkowo. Nie będę cię niańczyć, ale jeśli nie przyjdziesz, to osobiście po ciebie przyjadę. - zakończył wychodząc. Nie dał Ramosowi nawet dojść do słowa. To się nazywa przyjaźń.
~*~
Śniło jej się, że Santiago ją znalazł. I chciał się zemścić. Za co? Za to, że odeszła, że uciekła, że zostawiła go samego. Była jego zabaweczką, z którą mógł robić, co mu się podobało. Nie miała nic do mówienia, że mogła robić niczego, co by mu się nie podobało, bo zostałaby surowo ukarana. Miała na plecach i brzuchu blizny, których się wstydziła. Nie tylko ciało było kaleczone, ale również psychika, dusza...serce. Tak bardzo go kochała. Zrobiłaby dla niego wszystko, ale Santiago chodziło tylko o przyjemności fizyczne i władczość. Z niczego nie cieszył się tak, jak z tego, że miał nad nią kontrolę. 
Obudziła się w nocy krzycząc. Była cała spocona. Płakała. Bała się. on ją znajdzie. Na pewno.
Wyszła z pokoju i skierowała się w stronę kuchni. Wyciągnęła z lodówki zimne mleko i napiła się. Nagle światło się oświeciło i do pomieszczenia wszedł Andres. Przez cały dzień nie zamienili z sobą ani słowa. Co wydarzy się teraz ?
- Jutro pojedziemy do szkoły cię zapisać. Ale nie pochodzisz tam długo. - westchnął.
- Dlaczego?
- Po jutrze Jedziemy na kilka dni do Madrytu. Mam bardzo ważny mecz, a nie zostawię cię samej. - odparł. Bella nie mogła się ruszyć. Czy jej się zdawało, czy naprawdę usłyszała w głosie brata... troskę?

Od autorki: Wiem. Nudne, nic się nie dzieje. Ale trzeba jakoś zacząć. Następny rozdział będzie dłuższy, ciekawszy. Przecież szykuje się El Classico ;). Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

Prolog

,,Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany."
Romeo & Julia, Akt ll, scena 2

Przez jeden, głupi błąd można zniszczyć swoje życie w dosłownie kilka sekund, a później nie da się już tego naprawić. Isabel Iniesta doskonale o tym wiedziała. Siedziała w pociągu i przez całą podróż do Barcelony bezcelowo gapiła się przez okno. Nie wiadomo jak bardzo czegoś żałujesz, jak bardzo chcesz to zmienić... czasu i tak nie cofniesz. Jak najszybciej musiała się spakować i wsiąść w pociąg. Rodzice tłumaczyli, że nie dają sobie z nią rady, ale prawda była zupełnie inna. Nie rozumieli jej, a może nie chcieli? Jeszcze wczoraj była zwykłą nastolatką, która miała swoje życie, przyjaciół i ... sekret, o którym wszyscy się dowiedzieli. Właśnie przez tajemnicę, którą skrywała od kilku miesięcy musiała opuścić mury szkoły.
Od zawsze nie dogadywała się z bratem. Może to przez dużą różnicę wieku, a może problem stanowiły ich odmienne charaktery. Matka powiedziała jej, że Andres pomoże jej zaczął nowe życie. Właśnie na to liczyła. W głębi serca potrzebowała pomocy, ale nigdy nie odważyłaby się o nią poprosić. Isabel od dziecka była bardzo ruchliwa i energiczna, uprawiała różnego rodzaju sporty. Od pływania, poprzez bieganie, aż do siatkówki. Czy jej dzieciństwo było udane? W szkole była bardzo lubiana, ale nie pomogło jej to pokonać nieśmiałości. Doskonale pamiętała swój pierwszy papieros, pierwszy łyk alkoholu, pierwszą imprezę. Tak naprawdę nie czuła się komfortowo, ale stwierdziła, że jeśli inni robią to przez cały czas, to czemu ona nie może.
W końcu dojechała na miejsce. Szarpnęła za torbę, po czym wyszła z pociągu. Przywitał ją letni, rześki powiew wiatru. Była wolna. Przeszłość nie będzie jej prześladowała, zacznie wszystko od nowa. Niestety, ostatnia blizna na łopatce dała o sobie znać ostrym, piekącym bólem. Niedawno wyleczony wybity bark również zaczął kłóć. W mgnieniu oka przypomniała sobie wszystkie chwile upokorzenia, których doznała. Miała dopiero siedemnaście lat, a przeżyła zdecydowanie za dużo. Rok temu zaczął się jej toksyczny związek z nauczycielem literatury. Wszystkie dziewczyny się w nim kochały, ale on zwrócił uwagę właśnie na nią, Bellę. Spotykali się w tajemnicy przed całym światem. Zakochała się w nim na zabój, zrobiłaby dla niego wszystko, tak więc, kiedy zaproponował pierwszą, wspólną noc od razu się zgodziła, nie zważając na konsekwencje.
Miesiąc później uderzył ją po raz pierwszy. Nie chciała się z nim kochać, bo źle się czuła. Spoliczkował ją kilkukrotnie, a kiedy upadła na szafkę mocno złapał ją za ramiona i wysyczał:
- Jesteś moją własnością i nic tego nie zmieni. - zerwał z niej ubranie, rzucił na łóżko i usiadł na nią okrakiem wyciągając nóż z szafki nocnej. - Za każdym razem, kiedy będziesz niegrzeczna, będę musiał cię ukarać. - dodał. Przewrócił ją na brzuch i zrobił na łopatce Isabel pierwszą z blizn, po czym oblizał nóż z krwi. Krzyczała, płakała, błagała, ale nic to nie dało. Cały ten koszmar ciągnął się aż do wczoraj. Szkoła dowiedziała się o romansie nauczyciela z uczennicą. Co to za sprawiedliwość? Jemu dali upomnienie, a Isabel została wyrzucona ze szkoły, bo nie odważyła się powiedzieć o tym, co jej robił. Wciąż go kochała.
Powolnym krokiem zmierzała w stronę domu brata, do którego drogę, mimo upływu czasu doskonale pamiętała. Po piętnastu minutach weszła po schodach i zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej Anna Ortiz, żona Andresa.
- Bells. - uśmiechnęła się niepewnie. - Co tutaj robisz?
- Mama nie uprzedziła was o moim przyjeździe?
~*~
 Od początku swojej kariery wszyscy nazywali go "bad boy'em", chłopakiem, który nigdy niczemu się nie podporządkuje, będzie wierny jedynie piłce i czerwonym kartkom. A jednak, mylili się. W stu procentach stał się zależny od... nie,nie od rodziców, a od używek. Imprezy do białego rana, dziewczyny na jedną noc, litry alkoholu, opakowania papierosów, schowane przed całym światem torebeczki z narkotykami. Na początku brał je, żeby pomogły mu w karierze, żeby lepiej grał, ale z czasem uzależnił się od nich, stały się jego nałogiem. O kim mowa? Oczywiście o Sergio Ramosie. Teraz, zamiast biegać na treningu za piłką siedział przy barze i pił kolejną szklankę whisky. Coraz częściej podpadał trenerowi, który z dnia na dzień tracił co do niego cierpliwość. A co obchodziło to rozpieszczonego piłkarza Realu Madryt? Nic. Nie mogli wyrzucić go z klubu, bo był tu od kilku lat, stał się ich wizytówką, kibice zlinczowaliby zarząd.
- Kolejna kolejka, panie Ramos? - zapytała barmanka w kusej spódniczce i z kokieteryjnym uśmiechem na twarzy.
- Poproszę. - odparł ukazując rząd równych i białych jak perełki zębów. Nagle coś ukłuło go pod żebrami. Tak, musi wziąć kolejną działkę. Przeprosił barmankę, poszedł do łazienki i zamknął się w jednej z kabin. Wyciągnął z kieszeni małą torebeczkę, wysypał jej zawartość na wierzch dłoni i wciągał ją powoli nosem, delektując się każdą sekundą.Po kilku minutach wyszedł i z powrotem usiadł na swoje miejsce przy barze. Blond barmanka nachyliła się nad nim i podała szklankę alkoholu. Już chciał zaproponować jej 'coś' bardzo miłego, ale poczuł dłoń na swoim ramieniu.
- Sergio, kurwa ! - syknął Cristiano ściskając skórzaną kurtkę Hiszpana. - Perez cię zatłucze i obedrze ze skóry żywcem. Nie rozumiem, jak można być tak jebniętym !- pociągnął go za szmaty i zmierzał ku drzwiom.
- Odwal się ode mnie. - odparł Ramos wyrywając mu się. - Ojciec się znalazł? 
- A żebyś wiedział ! Jesteś moim przyjacielem i nie pozwolę, żebyś niszczył sobie życie! - krzyknął wpychając go do samochodu. - Sergio Ramos, przyswój sobie, że od dnia dzisiejszego wybije z tego twojego popierdolonego łba te świństwa. - dodał, wyrzucając małą torebeczkę, którą wyszarpał z pięści Sergio. 

Od autorki: Jak na prolog, to nawet nieźle wyszedł ;) Wiem, że opowiadanie to powinnam zacząć już dawno temu, ale czekałam na szablon. jak widzicie gości już na blogu, za co bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że nie zawiodę Was. Postaram się na wszystkich blogach dość regularnie dodawać rozdziały. Nie mogłam się doczekać, kiedy zacznę to opowiadanie. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Proszę o szczere opinie i do napisania! Laurel.