,,Dobranoc luby ! Jeszcze raz dobranoc !
Smutek rozstania tak bardzo jest miły,
Że by dobranoc wciąż usta mówiły..."
- A! Ja pierdole! Jakie ostre! - krzyknął Sergio podbiegając do zlewu i łapczywie pijąc wodę. Widząc to Bella parsknęła głośnym śmiechem.
- Mówiłam, żebyś nie dawał tyle chilli do sosu? - spojrzała na niego pobłażliwie. Spojrzał na nią spode łba, po czym szybko przytulił i zaczął łaskotać. Isabel jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa. Miała wszystko czego mogła pragnąć. Wspaniałego mężczyznę u jej boku, rodzinę, przyjaciół.. jedyny problem stanowiła przeszłość, od której nie mogła się uwolnić.Z zamyśleń wyrwał ją telefon Sergia, którego dźwięk dochodził ze skórzanej kurtki obrońcy. Mężczyzna westchnął, po czym wyjął telefon.
- No? ... Na śmierć zapomniałem! Poczekaj pięć minut, zaraz będę. - rozłączył się.
- Co się stało? - zapytała Bella odcedzając makaron.
- Zapomniałem, że za pół godziny mam trening, a Cris już czeka pod domem. - rozejrzał się dookoła. Sięgnął po torbę treningową leżącą pod schodami, przez którą wielokrotnie mógł się zabić i podbiegł do dziewczyny. - Za maksymalnie trzy godziny będę z powrotem. Uważaj na siebie. - pocałował ją w czoło i wybiegł z domu. Nie miała mu za złe tego, że ją zostawił samą. Cieszyła się, że w końcu wziął się za siebie.
Nałożyła sobie na talerz makaron i sos, po czym usiadła przed telewizorem. Słońce wpadało do salonu przez ogromne okno. Było słoneczne sobotnie południe, a ona siedziała w domu przed telewizorem. Sięgnęła po komórkę żeby zadzwonić do Ariadny, jednak wybierając jej numer przypomniała sobie, że przecież przyjaciółka umówiła się z jakimś chłopakiem, który chciał zabrać ją do wesołego miasteczka. Westchnęła ciężko bezwładnie rozkładając ręce.
Wyłączyła telewizor, włożyła talerz do zmywarki, podłączyła telefon do ładowarki i wyszła z domu. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały jej twarz, dzięki czemu szeroko się uśmiechnęła. Madryt był taki piękny. Zabytkowe kamienice, urzekająca fontanna po środku rynku. Miała nadzieje, że to zwiedzanie zajmie na tyle dużo czasu, że po powrocie do domu Sergio będzie już na nią czekał. Przeliczyła się jednak. Wracała z powrotem mając jeszcze półtora godziny czasu.
Szybko weszła po schodach, mając wrażenie, że za chwile może się rozpadać. Kiedy otwierała drzwi coś ją zaniepokoiło.
- Przecież wyłączyłam telewizor. - szepnęła sama do siebie. Weszła do środka i pierwsze co zobaczyła, to czarne włosy dość brutalnie potraktowane żelem, których 'właściciel' siedział na kanapie. Wybałuszyła oczy nie mogąc w to uwierzyć.
- Witaj moja droga. - rzekł sięgając po pilot i odwracając się w jej stronę.
- Jeszcze ci mało ?! - jęknęła starając się nie rozpłakać, jednak nie zdołała. Pierwsze łzy już ciekły jej po policzkach.
- Tak. - odparł podchodząc do Belli. - Chcę cię wziąć raz na zawsze, nie zapominaj, że jesteś moją własnością. - uśmiechnął się półgębkiem. - Ale pierwsze, co musisz zrobić to napisać list do swojego przyjaciela. Nie chcemy żeby nas szukał, albo... żeby mu się coś stało, prawda?
- Nie możesz tego zrobić. - syknęła, miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z gardła.
- Niby dlaczego? - parsknął niepohamowanym, głośnym śmiechem.
- Nie jestem twoją własnością! mam własne życie i mogę robić z nim co chcę, a ty jesteś przeszłością, błędem, którego już nigdy nie popełnię. Jeśli chcesz mnie znowu zgwałcić, proszę bardzo, ale nigdy nie usłyszysz ode mnie tego, co kilka miesięcy temu.
- Jesteś naprawdę śmieszna i żałosna. - prychnął. Szarpnął ją za rękę i posadził na krześle przy stole, an którym leżała już kartka i długopis. - Pisz.
- Nie.
- Pisz, powiedziałem. odrzekł stanowczym, jednak nie agresywnym tonem. Dziewczynie ręce się trzęsły.
- Nie napiszę! Co mi możesz zrobić oprócz tego, co już przeszłam. - jęknęła. Santiago wyciągnął coś zza paska. Twardy, dość duży przedmiot, który przyłożył do jej szyi.
- Mamy dwie opcje, kochanie. Pierwsza to taka, że zabiję cię i poczekam na twojego przyjaciela, którego spotka to samo. Druga opcja jest dużo przyjemniejsza. Napiszesz do niego w paru słowach, że odchodzisz, nie kochasz go i ma cię nie szukać. Proste? Bardzo. - uśmiechnął się od ucha do ucha przyciskając pistolet do szyi dziewczyny, która jęknęła z bólu. Chwyciła długopis trzęsącą się dłonią.
- Dlaczego to robisz ? - zapytała połykając gorzkie łzy.
,,Drogi Sergio" zaczęła, a literki który pisała były niewyraźne, pokrzywione, koślawe, miała nadzieję że Sergio się czegoś domyśli.
- Bo jesteś mi coś winna. Byłaś niegrzeczna i dobrze o tym wiesz. - zasyczał jej do ucha, przez co się wzdrygnęła. - Pisz. - dodał ostro przyciskając mocniej broń do jej ciała. Bella zagryzła mocno zęby i pisała dalej. Kiedy kończyła i miała się podpisać Santiago wyrwał jej kartkę i długopis, po czym ponownie szarpnął za ramię i wyprowadził z domu. W tym momencie wiedziała już, że nie zdoła nic zrobić. Nigdy nie będzie bezpieczna, szczęśliwa, nigdy nie będzie mogła żyć własnym życiem. Przez jeden głupi błąd, który popełniła będzie zawsze cierpieć. Zrobiłaby wszystko by móc zostać tu, w Madrycie razem z Sergiem, zawarłaby nawet pakt z diabłem...
Wepchnął Isabel do samochodu, na tylne siedzenie, zamknął go i wrócił do posiadłości Ramosa. Po jakiś piętnastu minutach wrzucił torbę, zapewne z jej rzeczami do bagażnika i usiadł za kierownicą.
- Jeśli wywiniesz jakiś numer nie ręczę za siebie. - oznajmił nad wyraz spokojnie. Dziewczyna usiadła i zapięła pasy. Była bezradna, powoli zaczęła godzić się z tym, co zaraz będzie mieć miejsce. Wytarła łzy wierzchem dłoni i starała się uspokoić oddech.
~*~
Wciąż zmęczony po treningu wrócił do domu z Cristiano. Razem głośno rozmawiając się i śmiejąc weszli do środka. Sergio rzucił torbę i schody i zawołał:
- Jestem! - po czym klapnął z przyjacielem na kanapie. Odpowiedziała mu głucha cisza. - Czekaj, zaraz przyjdę. - oznajmił wstając i udając się do kuchni. Kiedy Cris sięgnął po pilot usłyszał mocne uderzenie w stół, zerwał się na równe nogi i pobiegł do przyjaciela. Zobaczył go w okropnym stanie. Jedną dłonią zaciskał oczy, po policzkach spływały mu łzy, a w drugiej trzymał pogiętą kartkę.
- Co to? - zapytał.
- Odeszła. Tak po prostu. - wymamrotał wciąż zszokowany. - To kurwa niemożliwe! - ryknął uderzając pięścią w blat tak głośno, że naczynia w zlewie się poruszyły. Ronaldo nie wiedział co zrobić. Wziął od przyjaciela kartkę i zaczął cicho czytać.
- Drogi Sergio. Trudno mi to pisać... - zagryzł wargi. - Kocham cię, ale nie możemy być razem. Nie szukaj mnie. - zakończył po kilku minutach mamrotania i odłożył kartkę. - Stary, ja...
- Tak, wiem! Byłem głupi, że zakochałem się w małolacie! - krzyknął odwracając się do niego. - tak! Zrobiłem to! Zakochałem się. Naprawdę ją kochałem i dalej kocham! Muszę ją znaleźć. - ostatnie słowa powiedział ciszej.
- Sergio, lepiej nie... - szepnął Cristiano łapiąc Ramosa za łokieć. - Jeśli odeszła, nie była ciebie warta. - westchnął.
Santiago zaparkował przed jednym z domów na obrzeżach Madrytu.
- Wysiadaj. - westchnął. Otworzył jej drzwi i wziął torbę. - Po dobroci czy po złości? - zapytał widząc, że dziewczyna nie kwapi się, by wykonać jego polecenie. W końcu to zrobiła.
- To nasze tymczasowe mieszkanko. Jutro rano jedziemy do Rzymu. - powiedział rzucając jej torbę na kanapę.
- Do Rzymu ?! Pogrzało cię?! - prychnęła. - Mam szkołę, rodzina która będzie mnie szukać. Nie uda ci się. - dodała.
- Jeśli chcesz możemy się założyć. - odparł. - Siadaj, porozmawiajmy. - poklepał miejsce na kanapie obok siebie. Dziewczyna powoli ruszyła w jego stronę, jednak usiadła na fotelu. Santiago prychnął śmiechem. - Niech ci będzie. Sprawa wygląda tak. Wyjedziemy do Rzymu na jakieś pół roku, może rok, bo zapewniam, że ci się tam spodoba. Odkupisz swoje winy, pogrzeszysz, wyspowiadasz się, odprawisz pokutę i będziesz wolna, to tyle. - uśmiechnął się półgębkiem. - Nie pozwalam sobą pomiatać, kochanie. Każda z was, która uciekła została tak czy siak znaleziona i nie skończyła tak dobrze jak ty. - dodał.
- Każda z nas? - zdziwiła się.
- Chyba nie sądzisz, że sama zdołałaś mnie zadowolić. - prychnął. Zacisnęła pięści na fotelu tak mocno, że kostki jej zbielały. Poczuła się jeszcze gorzej niż przedtem, a jeszcze bardziej zaniepokoiły ją słowa o tym, że dobrze nie skończyły. Znajdowała się w jednym pomieszczeniu z chorym umysłowo człowiekiem, psychopatą, którego kiedyś jak jej się wydawało kochała.
Kazał Ronaldo wyjść. W tej chwili chciał być sam. Najpierw dorwał się do salonu i w napadzie złości poprzewracał meble raniąc sobie tym samym dłonie szkłem ze stołu, dopiero później przypomniał sobie o przyjacielu na czarną godzinę. Wbiegł po schodach do sypialni, wyszukał mały woreczek z białym przyjacielem w starej kurtce i usiadł na łóżku. Wyciągnął telefon i wybrał numer Belli. Chciał po raz ostatni usłyszeć je głos, jednak... nikt nie odbierał. Przez chwile wydawało mu się, że słyszy dzwonek jej komórki, ale zaśmiał się żałośnie sam do siebie.
- To było zbyt piękne. - szepnął. - Witaj, przyjacielu. - dodał wysypując biały proszek na dłoń. Zawahał się chwile. Wsypał go z powrotem i pobiegł na dół. Wziął alkohol z barku, tabletki nasenne z łazienki i wrócił. - Kurwa! - krzyknął po raz ostatni kopiąc z mebel.
~*~
Serce biło jej jak oszalałe. Jeszcze kilka godzin temu była szczęśliwa, czuła się bezpiecznie w ramionach Sergia, a teraz? Koszmar rozpoczął się na nowo.
- Zrób mi...
- Jesteś ohydny! - krzyknęła wstając z miejsca.
- ...coś do jedzenia. - dokończył z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie jestem twoją służącą. - odparła. odsunęła się kiedy zobaczyła, że Gonzalez wstaje.
- Ależ jesteś. I przez najbliższe miesiące będziesz robiła nie tylko to. - odrzekł. Przyparł ją do ściany i powoli wsunął dłoń pod bluzkę Belli. Dziewczyna zagryzła wargi, zamknęła oczy i odwróciła głowę. Nie chciała płakać, ponownie okazywać słabości, ale nie mogła się powstrzymać. Santiago zaczął dotykać palcami każdą z jej blizn na brzuchu. - Jeśli nie będziesz mnie słuchać może przybyć ich całkiem sporo. - zakończył odsuwając się. Dopiero wtedy zdołała odzyskać oddech. Poszła do kuchni i zaczęła robić mu te cholerne kanapki. Spojrzała przez okno. Słońce zaczęło zachodzić... wczoraj o tej porze leżała z Sergiem w samochodzie...
Łzy zaczęły mimowolnie spływać jej po policzkach. Nie mogła sobie wyobrazić, że już nigdy go nie zobaczy. Poczuła na biodrach obślizgłe ręce Santiago.
- Zaraz będziesz krzyczeć moje imię. - szepnął jej do ucha i zaczął całować po szyi. Wstrzymała oddech, a serce podskoczyło dziewczynie do gardła. Gonzalez powoli odwrócił ją w swoją stronę i wepchnął język do gardła.
- Santiago, nie! - odepchnęła go.
- Chyba zapomniałaś co ci powiedziałem! - krzyknął. Złapał ją za nadgarstki i przyciągnął. - Jesteś niegrzeczną dziewczynką. - wysyczał podłym tonem i lekko popchnął. Bella wylądowało na ziemi, po drodze uderzając się skronią w kant blatu. Dotknęła czoła, z którego sączyła się krew. Santiago usiadł na niej i zaczął całować. - Musisz w końcu zmądrzeć. - szepnął próbując zdjąć koszulkę dziewczyny.
- Proszę, nie! - łkała szarpiąc się. - Santiago! Błagam, nie! Nie! Zostaw mnie! - krzyczała. Próbując złapać oddech odchyliła głowę do góry. Zobaczyła coś połyskującego na blacie. - Przestań! - jęknęła. Czuła jak każda część ciała mężczyzny napiera na nią każąc się położyć. To była ostatnia chwila. Sięgnęła po nóż i wbiła go w plecy Santiago, który momentalnie ryknął niczym lew.
- O, ty suko! - krzyknął. Isabel była w szoku. Zataczając się doszła do drzwi. Odwróciła się. Zobaczyła Gonzaleza szamotającego się na ziemi, co dodało jej adrenaliny. Wybiegła z budynku i ruszyła przed siebie, byleby być jak najdalej stąd i znaleźć się u boku Sergia. Biegnąc przypomniała sobie drogę, którą jechali. Czuła, że nogi zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa, jednak robiła to dla Sergia... dla niego da radę. Wizja, ze znów go ujrzy dodała jej siły, by biec dalej.
Po minutach, które ciągnęły se niemiłosiernie dotarła do ulicy, na której mieszkał Ramos, a później do domu. Dopiero wtedy zatrzymała się i pozwoliła na chwilę odpoczynku. Schyli się opierając ręce na kolanach i wzięła kilka głębokich oddechów.
Kiedy weszła do środka pierwsze co zobaczyła, to zdemolowany salon. Serce zaczęło jej szybciej bić.
- Sergio! - zawołała, jednak nikt nie odpowiedział. - Sergio! - dodała głośniej, po czym wbiegła na piętro. Zaczęła otwierać każde z drzwi, aż w końcu go znalazła. - O Boże! - jęknęła klękając obok łóżka. Mężczyzna leżał bezwładnie na śnieżnobiałej pościeli, a obok niego walała się butelka po wódce i opakowanie po tabletkach. - Nie! Sergio! Błagam, nie rób mi tego. - zaczęła panikować.Ujęła jego głowę i pocałowała w czoło. - Sergio, obudź się! - zawołała, po czym sięgnęła po jego telefon i zadzwoniła po karetkę. Była przerażona, bardziej, niż zaledwie kilkadziesiąt minut temu. Teraz nie chodziło o nią, lecz o miłość jej życia.
Od autorki: Wiem, że zapewne większość z Was ma ochotę mnie zabić za ten rozdział, ale od początku miało tak być. Nie wiem, co mam mówić. Płacz i rozczulające słowa zostawię na weekend, kiedy to powinien pojawić się epilog. Chciałabym zaprosić Was na nowe, świąteczne
opowiadanie. Mimo, że będzie bardzo krótkie, mam nadzieję, że umili Wam wieczory. Pozdrawiam i do napisania!
Laurel.
Wybaczcie, wiem, że nie pasuje, ale nie mogłam się powstrzymać *______*