Rozdział 6

"Daj mi pochodnię,nie dbam o zabawę.
Duszę mam w mroku,więc będę niósł światło"
Wziął głęboki oddech i podszedł do dziewczyny, która zakopała się w pościeli i siedziała w rogu łóżka.
-Bella, nie chciałem, żebyś mnie źle zrozumiała. - powiedział wreszcie, bo długiej chwili ciszy. Dziewczyna wyjrzała spod kołdry i otarła łzy. Serce mu się krajało, że to on je wywołał, ze płakała przez niego. 
- To był zły pomysł, żebym tu przyjeżdżała. Boję się z tobą mieszkać, boję się ciebie. - odrzekła. To był cios poniżej pasa, poczuł się, jakby wbito mu nóż w plecy i wiercono we wszystkie strony. Sergio schował twarz w dłoniach opierając łokcie na kolanach. 
- Chodź, przejdziemy się. - westchnął po chwili spoglądając na dziewczynę. 
- Teraz? - zapytała zdziwiona. Już miał wrednie odpowiedzieć, stary Sergio chciał wyjść ze skorupy, jednak ten mu nie pozwolił.
- Tak, chcę ci udowodnić, że nie jestem taki zły. - wymusił na twarzy uśmiech, wstał i podał Belli rękę. Nie sądził, ze ta położy na niej swoją dłoń, ale tak się stało.
- Zaczekaj, muszę poszukać kurtki. 
- Nie pada już, a poza tym, zanim byś ją znalazła minęłoby trochę czasu. Chodź. - kiwnął głową w stronę drzwi. Kiedy mieli wychodzić z domu Sergio szarpnął za swoją skórzaną kurtkę, która wisiała na wieszaku i delikatnie położył na ramionach Hiszpanki. 
- Nie zawsze taki byłem. - uśmiechnął się półgębkiem, kiedy przechodzili obok latarni. 
- To znaczy?
- Kiedy chodziłem do szkoły wszyscy uważali, że jestem perfekcyjny. Dobrze się uczyłem, byłem duszą towarzystwa, wysportowany... wszyscy mnie lubili i właśnie przez to odczuwałem presję. Presję bycia idealnym. - westchnął. - Zacząłem imprezować w liceum. Wiesz, niezbyt dobre towarzystwo i w ogóle. Zaczęło się od picia, później doszły papierosy, a cztery, czy tam pięć lat temu narkotyki. Nie wiem jakim cudem wciąż jestem w klubie, nie wiem jak Cristiano ze mną wytrzymuje, ale jest świetnym przyjacielem. Ale prawda jest taka, że to wszystko zrozumiałem dopiero dzięki tobie. Jest mi wstyd i wiem, że jestem mega dupkiem... naprawdę, żałuje tych wszystkich przykrości, które musiałaś przeze mnie znosić. Najpierw to na meczu, później u mnie w domu... - wziął głęboki oddech. Dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku, była jak zahipnotyzowana. - ... kurde. - parsknął. - Nikomu jeszcze nie mówiłem o mojej przeszłości. Ale wracając do tematu. - zatrzymał się i spojrzał Belli głęboko w oczy. - Zależy mi na tobie i zamierzam ci udowodnić, że nie masz się czego bać. - zakończył. Dziewczyna zaniemówiła. Oderwała wzrok od piłkarza i spojrzała w dół, na chodnik. Deszcz znowu zaczął kropić.
- Wracajmy do domu. - westchnął, wiedząc, że nie doczeka się odpowiedzi Hiszpanki. W dosłownie kilka sekund mżawka przerodziła się w ulewę. Bella stanęła kilka metrów przed furtką do posiadłości Ramosa i zaczęła się śmiać. Sergio nie wiedział co powinien zrobić, więc też wybuchnął śmiechem. 
- Z czego się śmiejesz? - zapytała po chwili. 
- A ty? - podniósł lekko brew. 
- Bo przypomniała mi się scena z High School Musical. - parsknęła. Sergio przez chwilę myślał, aż nagle krzyknął:
- Trooooooooooy! - padł na kolana i znów zaczął się śmiać. Nagle hukło, a kilka sekund później potężny, biały piorun przeciął niebo. Bella szturchnęła go w ramię i popędziła do domu. Stanęła przed drzwiami i czekała, aż Sergio je otworzy, jednak on dalej klęczał i patrzył an dziewczynę z przerażoną miną. 
- Co się stało? - zawołała, próbując przekrzyczeć deszcz. 
- Wcięło klucze. - odparł wybałuszając oczy. - Cholera. - jęknął wstając. Oboje byli już przemoczeni do suchej nitki. Bella przynajmniej miała jeszcze kurtkę, ale Sergio w samej koszulce z krótkim rękawkiem, która tak na marginesie oblepiła jego idealnie wyrzeźbione ciało wyglądał jak bezdomny. Hiszpanka podbiegła do niego i razem zaczęli szukać kluczy zmierzając w stronę, z której przyszli. 
- Jeśli będę chory trener mnie ukatrupi. 
- A co jak boje będziemy chorzy? 
- To będzie katastrofa. 
- No właśnie. - parsknęła. - Gdzieś ty je posiał, sieroto. - jęknęła czując, że przemokła jej bielizna. Sergio nie odezwał się, tylko spiorunował ją wzrokiem. 
- Mam ! - krzyknął uradowany podnosząc je z trawy. Podbiegł do Belli i nie zatrzymując się wziął ją na ręce, przerzucił przez ramię i w kilka sekund był już przy drzwiach, próbując trafić do nich kluczem. Dziewczyna zanosiła się już śmiechem. 
- Kuźwa. - syknął. W końcu się wkurzył i popchnął je. Oboje wylądowali na ziemi.  - One w ogóle nie były zamknięte. - jęknął nie mogąc w to uwierzyć. 

Po pozbieraniu się z podłogi Sergio poszedł do łazienki, a Bella do swojego pokoju. Szybko przebrała się w dresy i chcąc wysuszyć włosy poszła do łazienki. 
- O, przepraszam. - powiedziała, widząc Sergia w samych bokserkach układającego fryzurę. 
- Nic nie szkodzi, wchodź. - odparł, nie odrywając wzroku od lustra. Jego ubrania wisiały na suszarce, a on stał tak przed nią w czarnych bokserkach z napisem 'Fuck me' z tyłu. Cholera, gdzie ja patrzę... - zganiła się w duchu. 
- Masz e... - zapomniała języka w gębie. - Szuszarkę, znaczy się suszarkę do włosów? - zagryzła usta patrząc na lampę. 
- W pierwszej szufladzie. - odparł. Odsunął się od lustra i wyszedł z pomieszczenia, jednak po chwili wrócił. - Chcesz coś zjeść? - zapytał.
- Chętnie. - uśmiechnęła się lekko. I znów jej wzrok powędrował tam gdzie nie powinien. Załączyła suszarkę próbując zagłuszyć myśli. 
~*~
Było coś koło czwartej rano, a oni siedzieli w kuchni i jedli tosty.
- Na którą masz trening? - zagadnęła. 
- Na dziesiątą. A co? Chcesz uciec? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Tak, chcę wrócić pieszo do Barcelony. - odparła całkiem poważnie. - Przeze mnie się nie wyśpisz. - dodała.
- Spokojnie, czasami to nie spałem kilka dni pod rząd. Ale jeśli będzie taka pogoda, to nie wiem, czy w ogóle będzie trening. - westchnął pijąc mleko. 
- Słuchaj, Sergio... - spojrzała na niego. - Od dawna chciałam ci to powiedzieć. - wystraszył się. Jej twarz wyglądała dużo poważniej. - Tu masz takie białe. - wskazała na jego usta i zaczęła się śmiać.
- Jesteś okropna. - parsknął oblizując się. 
- Serio? 
- Tak. - kiwnął głową.
- Ty też. - kopnęła go w kostkę. - Dobra, nie wiem jak ty, ale ja chciałabym przespać się te kilka godzin. Dobranoc. - uśmiechnęła się lekko, po czym wstała, wzięła talerz i kubek, i włożyła do zmywarki. Już chciała iść na górę, jednak nogi poniosły ją do Sergio. - Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko i pocałowała go w policzek.

Pokój był przepiękny. Ściany były w jasnym odcieniu pomarańczu, dużo łóżko z biała pościelą stało w rogu, a na przeciw niego mieściła się komoda. Bella nie mogła zasnąć, ale tym razem nie ze strachu, tylko ze szczęścia. Kto by pomyślał, że ten fatalny wieczór skończy się tak miło?

Wywlókł się z łóżka koło dziesiątej, by przygotować się do treningu. Lekko uchylił drzwi sypialni Belli. Dziewczyna wciąż spała, nie miał sumienia jej budzić. Zapisał tylko karteczkę: ,,Pojechałem na trening. Śniadanie zrobione." 
~*~
Obudziła się wypoczęta, jak nigdy wcześniej. Wyciągnęła się na łóżku, od początku na twarzy miała uśmiech. Kiedy otworzyła oczy zobaczyła przed sobą karteczkę z jej imieniem. Zeszła na parter czytając ją. Sergio zostawił jej na stole talerz z dwiema kanapkami i kubek kawy. Wzięła je, usiadła na kanapie i włączyła telewizor. 
- O nieeee. - jęknęła zniesmaczona, kiedy zaczynał się jakiś film pornograficzny. Szybko przełączyła na pierwszy lepszy program. Trafiła na relację z treningu Realu Madryt.
- Razem z zespołem w końcu zaczął trenować Sergio Ramos. - zaczął dziennikarz. 
- Właśnie, co do Sergio Ramosa, to pojawiły się informacje, że znalazł sobie nową dziewczynę. - rzekł drugi. Bella szybko przełączyła na coś innego. Trafiła się jedna z tysiąca telenowel. Po śniadaniu wzięła prysznic i zadzwoniła do Ariadny, żeby jej wszystko wyjaśnić. Dziewczyna nie była zbyt zadowolona z całej sytuacji, ale cóż mogła teraz zrobić. Po niezbyt przyjemnej rozmowie z przyjaciółką postanowiła iść na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami, a trzeba było zjeść obiad. Kiedy wczoraj spacerowali zauważyła spożywczak.

Trening zakończył się wcześniej, ze względu na pogodę i nie było nawet wiadomo, czy jutrzejszy mecz się odbędzie, bo boisko wyglądało jak basen. Sergio wszedł do domu, rzucił na schody torbę.
- Jestem! - zawołał. Poszedł do kuchni, by nalać sobie kawę. - Bella?! - rzucił zaniepokojony. Nikt nie odpowiedział. Ruszył biegiem na piętro. Nie było jej w pokoju, nie było jej w łazience. - Osz cholera! - jęknął. Na myśl, że Santiago znów ją dopadł serce zaczęło mu szybciej bić. Kiedy coś trzasnęło drzwiami o mało nie dostał zawału. Zbiegł na dół i zobaczył Bellę z dwiema reklamówkami i torebką. 
- Już jesteś? - zapytała zdziwiona. W tym momencie Sergio przytulił ją mocno do siebie. Poczuł jak kamień spada mu z serca i zaczyna się uspokajać. - Co się stało? - zapytała odkładając zakupy na ziemię. 
- Nie rób mi tego więcej. - sapnął całując ją w czoło. Bella poczuła się w ramionach piłkarza tak bezpieczna jak nigdy. Był tu, martwił się o nią, a teraz, w tej właśnie chwili tulił ją do siebie, mimo, że wczoraj histeryzowała. Gdyby to był Santiago już dawno miałaby kolejną bliznę do kolekcji i kilka nowych siniaków. 
- Ałć. - syknęła, kiedy mocniej przycisnął ją do siebie, podrażniając tym samym blizny na brzuchu i plecach. 
- Wybacz. - odsunął się szybko, wziął torby z zakupami i poszedł do kuchni.

Od autorki: I oto kolejny rozdział. Nawet nie wiecie ile mam na nie pomysłów i jaką wenę! Tylko nie przyzwyczajajcie się proszę do tego, że będzie cały czas tak miło i kolorowo. Rozdział na Torresie powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu. mam również zamiar dodać prologi na cielo-grande oraz pamiętnik-umierającej. Ten rozdział dedykuję Fiolce oraz Carrots, które dobrze wytłumaczyły znaczenie cytatu. Która 'odgadnie' tym razem do czego nawiązuje ten? Pozdrawiam i do następnego! Laurel.

Rozdział 5

,,Próżno szukać
Takiego, co być nie chce znalezionym. "
Romeo & Julia, Akt ll scena 1

- Ty cioto! - załamał się Cristiano, kiedy Ramos wsiadł do jego samochodu.- Twoja głupota doprowadzi mnie do depresji. - dodał. - Nie, po prostu... nie rozumiem. - westchnął. - Jutro ją ostatecznie przeprosisz, nie zrobisz nic innego, tylko powiesz ,,przepraszam", dotarło? A teraz wypierdalaj z mojego auta, a po jutrze widzę cię na treningu i nie ma zmiłuj się. - zakończył wypychając Sergia z samochodu. Hiszpan nic nie mówił, tylko wysiadł z pojazdu i stał jak słup soli.
Oparła się o drzwi ciężko oddychając. Czuła, jakby miała truciznę na ustach. Nienawidziła go z całego serca, nie pomagało nawet to, że ją uratował. Po tym, jak teraz ją upokorzył nie da rady mu wybaczyć.
- Co się stało? Kto to był? - zapytał Andres wychodząc z kuchni i wycierając usta chsteczką.
- Jakaś pomysłka. - wymusiła na twarzy uśmiech, po czym wróciła do stołu.
Wieczorem opadła bezwładnie na łóżko. Głowa jej pękała, do szkoły w ogóle nie była przygotowana. nie miała nawet siły myśleć, chciała tylko zasnąć i po raz pierwszy w życiu poczuć się całkowicie bezpieczna. Chciała mieć świadomość, że nie grozi jej nic złego ze strony Santiago, i że już nigdy jej nie dotknie.

Miał kompletny mętlik w głowie. 
Mógłby teraz siedzieć w barze i pić do nieprzytomności...gdyby nie ona.
Mógłby leżeć w łóżku z jakąś dziwką...gdyby nie ona.
Mógłby w spokoju wciąż niszczyć sobie życie...gdyby nie ona.
Teraz siedział w samochodzie i czekał, aż skończy lekcje. Nie wiedział czy w ogóle przyszła do szkoły, ale tym razem musi ją przeprosić, mimo, że wczoraj powiedziała, że nie chce go widzieć...musi. Tej nocy, leżąc w aucie przejrzał na oczy i postanowił zmienić swoje życie. A to wszystko dzięki spotkaniu z Isabel Iniestą, która w ogóle nie powinna go interesować, która powinna być dla niego zakazanym owocem... którym chyba była...
Było koło czternastej, kiedy zadzwonił dzwonek kończący lekcje. Sergio odłożył butelkę wody niegazowanej (co zalecił lekarz) i wytężył wzrok szukając Belli. W końcu wyszła, uśmiechając się od ucha do ucha razem z trochę niższą od siebie blondynką. Pożegnały się i każda poszła w inną stronę. Sergio już chciał wysiąść, ale wtedy coś się stało. Dziewczyna stanęła jak wryta przed jednym z aut, a po chwili wyszedł z niego mężczyzna. Znał go, ale nie wiedział skąd. Brunet szarpnął ją za nadgarstek, widział, że była przerażona. Sergio wystartował szybciej, niż spod bramki przeciwnika pod swoje pole karne i w kilka sekund był na miejscu.
- Zostaw mnie! - krzyczała. - Jesteś chory! - dodała, bliska histerii, kiedy ten wepchnął ją do samochodu. - Błagam. - uderzyła w szybę. Sergio zdążył złapać go za rękaw, kiedy mężczyzna chciał zamknać drzwi ze swojej strony. 
- Co do chol... - warknął, gdy Sergio przycisnął mu łokieć do gardła wyśpiewując wiązankę niecenzuralnych słów. W tym czasie Bella wskoczyła na przednie siedzenie i wyszła z pojazdu wycierając twarz.
- Znam cię. - Santiago zmrużył oczy. - Tym razem ci nie odpuszczę. - dodał zaciskając szczęki i napierając na piłkarza całym ciałem, przez co obaj wylądowali na betonie okładając się pięściami. Bella nie wiedziała co robić, czy ma uciekać, czy gdzieś dzwonić, czy...
- jak jeszcze raz cię zobaczę, to będziesz wygrzebywał gębę z asfaltu. - syknął siadając na Santiago i uderzając go w twarz po raz ostatni. - Chodź. - szepnął do przerażonej dziewczyny, która gapiła się na Santiago. Zaprowadził ją do samochodu. 
Znów to się stało. nie mogła się uwolnić ani od jednego, ani od drugiego. Sergio... musiała przyznać się samej sobie - przez całą noc, przez cały dzisiejszy dzień nie mogła przestać o nim myśleć. Wciąż czuła na wargach smak jego ust i dotyk rąk. Mimo, że nie była gotowa, mimo, że wcale tego nie chciała... cieszyła się, że mogła to przeżyć. Cała jej psychika została niebezpiecznie naruszona, ba, zniszczona przez Santiago i długo nie będzie umiała 'poddać' się mężczyźnie. 
Wciąż się trzęsąc usiadła na siedzeniu w samochodzie Ramosa. Znów ją uratował. Dlaczego akurat on? Miał wrócić do Madrytu. Nie umiała podziękować, słowa grzęzły jej w gardle. 
- Dlaczego on cie prześladuje? - zapytał niepewnym głosem. 
- Co tutaj robisz? - wyszeptała.
- Chciałem cię przeprosić za wczoraj, bez żadnych wybryków, po prostu przeprosić. 
- Nie musisz. - odparła wyciągając z kieszeni chusteczkę i wycierając oczy. 
- Słuchaj, nie pozwolę, żeby jeszcze raz cię to spotkało. - spojrzał Belli głęboko w oczy. Miał tak hipnotyzujące spojrzenie, te czekoladowe oczy...
- Dlaczego? - po długich sekundach odwróciła wzrok w stronę okna.
- Jestem ci to winien. - odrzekł zapalając pojazd i zmierzając w stronę posiadłości Iniesty.
~*~
Po  kilkunastu minutach byli na miejscu. 
- Dziękuję. - westchnęła wychodząc. Biorąc głęboki oddech nacisnęła klamkę drzwi, weszła do środka i odwróciła się. - Co ty robisz? - zapytała zdezorientowana, kiedy zobaczyła Sergia. 
- Idę porozmawiać z twoim bratem. - odparł jak gdyby nigdy nic.
- Ale o czym? - prychnęła zniecierpliwiona, próbując zamknąć drzwi, jednak on był silniejszy.
- Posłuchaj. - wziął głęboki oddech. - Wyjedziesz na jakiś tydzień do Madrytu. Ten psychol zobaczy, że cię nie ma i wyjedzie, odpuści. 
- Oszalałeś ?! Nigdzie z tobą nie pojadę!
- Bells, nawet cię nie tknę. - wystawił dłonie w obronnym geście. - Chcę wynagrodzić ci te wszystkie przykrości, przez które musiałaś przejść z mojej winy. mam duży dom, nawet nie będziemy musieć się widywać. - dodał. - Obiecuję, że nic ci się nie stanie. - znów te oczy. Cholera jasna!
- Mam szkołę. - odparła. 
- To tylko tydzień, a poza tym, są telefony, będziesz mogła dzwonić do tej przyjaciółki. - dobra, jego argumenty były przekonujące. Bella zagryzła wargi i szukała ratunku na suficie, ścianach, podłodze, ale jak na złość nic nie znalazła. 
- Zgoda, niech będzie. Ale musisz przekonać Andresa. - w końcu wpuściła go do środka. 
- Kto przy... - zapytała uradowana Anna wychodząc z kuchni, a kiedy zobaczyła Sergia zamurowało ją. - Co on tu robi? Chcesz żeby Andres dostał kurwicy?! - zapytała, po raz pierwszy unosząc na Bellę głos. 
- Anna. - dziewczyna zaraz do niej podbiegła. - Santiago czekał na mnie przed szkołą, chciał mnie... zabrać. - oznajmiła, ledwo powstrzymując się od łez. - Sergio mi pomógł i ma pewną propozycję. Musicie go wysłuchać. - poprosiła. 

Kilka minut później cała czwórka siedziała przy stole w kuchni, w milczeniu. Anna przez cały czas masowała dłoń Andresa, tym samym go uspakajając. 
- Myślisz, że na to pozwolę?! - prychnął po chwili Andres. - Doskonale wiem, co chodzi ci po tym ohydnym łbie. Wyjdź z tego domu i nigdy nie wracaj. - syknął wstając od stołu. Sergio jednak się nie poddał i podszedł do niego.
- Nic twojej siostrze przy mnie nie grozi, chce jej tylko pomóc. Bella mnie uratowała, chce się odwdzięczyć, a kiedy na te kilka dni wyjedzie do Madrytu, ten psychol również wyjedzie. Jeśli włos jej z głowy spadnie podłożę się w następnym meczu. - Andres myślał przez dłuższą chwilę. - Anna, pomóż Belli się spakować, chcę sam z nim porozmawiać. - dodał w końcu oschle. Isabel lekko się uśmiechnęła, po czym popędziła na piętro, do swojego pokoju. Andres spojrzał Sergio prosto w oczy.
- Jeśli chodź ją tkniesz nogi ci z dupy powyrywam i wsadzę do ryja, rozumiesz? - zagroził. Sergio przełkną ślinę i kiwnął głową. - Dzisiaj jest piątek. Za tydzień o tej godzinie ma tu być, rozumiesz?
- Rozumiem. - odparł,czując się jak w wojsku.

W tym samym czasie Bella układała ubrania w walizce. 
- Wiesz... - zaczęła Anna. - On się zmienił. - lekko się uśmiechnęła.
- Ale kto? Sergio?
- Tak. Wszystko dzięki tobie. - szerzej się uśmiechnęła spoglądając na szwagierkę. Po chwili podeszła i przykucnęła obok niej. - Nie uciekaj od tego uczucia. - rzekła, wstając i dotykając jej ramienia, po czym wyszła z pokoju. Bella siedziała, nie wiedząc co zrobić. 
~*~
Siedzieli w aucie, w milczeniu. Do Madrytu dojadą dopiero w nocy. 
- Prześpij się, przed nami jeszcze długa droga. - westchnął włączając wycieraczki, bo zaczęło padać. 
- Nie jestem zmęczona. - odparła, opierając głowę o szybę. Znów zapanowała niezręczna cisza. Sergio wziął głęboki oddech, wyciszył radio i ze skupieniem wpatrywał się w autostradę przed siebie. - Opowiesz mi o nim? - zapytał w końcu. 
- Ale o kim?
- Wiesz o kim. Ten koleś. Jak to się zaczęło?
- Nie zrozumiesz. - westchnęła szczelniej opatulając się swetrem. 
- Ale przynajmniej spróbuję. - spojrzał na nią. 
- Rok temu zaczął uczyć literatury w mojej szkole. Wszystkie dziewczyny się w nim podkochiwały, a ja byłam szarą myszką, więc zdziwiło mnie, że to właśnie na mnie zwrócił uwagę. Pewnego dnia poszłam do niego i zapytałam o korepetycje. - przerwała powstrzymując napływające do oczy łzy. 
- Co się stało, na tych korepetycjach? - zapytał. Czuł się, jakby bawił się w psychologa, ale to było prawdziwe. Chciał wiedzieć, co jej zrobić i zabić sukinsyna. 
- Byłam w niego ślepo zapatrzona i... zrobiliśmy to, tak po prostu. - zagryzła dolną wargę, widząc, że drży i spojrzała w okno. - Nie chciałam, ale... nie chciałam też, żeby pomyślał, że jestem dla niego zbyt młoda, zbyt niedoświadczona...  - w tym momencie chciał ją do siebie przytulić i nie wypuszczać. Chciał uchylić jej nieba, chciał sprawić, żeby już nigdy nie cierpiała, żeby miała wszystko na co zasługuje... a co zrobił? przysunął się kilka milimetrów i delikatnie ścisnął jej małą, wątłą dłoń. Dziewczyna w tym momencie wstrzymała oddech, czekając aż odsunie rękę. W końcu to zrobił, wpatrując się w drogę. Nie rozumiał, dlaczego tak mu na niej zależy.. zwykła smarkula, których mógł mieć dziesiątki, a nawet setki...a jednak. Ona była inna. 
~*~
Dojechali na miejsce około drugiej w nocy. Bella spała, obejmując się rękoma i opierając się całym ciałem o drzwiczki. Sergio wyciągnął jej torbę z bagażnika, poszedł otworzyć dom i postawił ją obok schodów. Później wrócił do samochodu. Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do domu. Powoli wszedł po schodach, kopniakiem otworzył drzwi jednej z sypialń i położył Bellę na łóżko. Była taka krucha, drobna, bezbronna. Chciał stąd jak najszybciej wyjść, żeby tylko jej nie pocałować, ale nogi nie chciały go słuchać, zachowywały się jakby były przybite do podłogi. Przykucnął, delikatnie odsunął włosy z jej czoła i pocałował. 
- Co ja kurwa robię. - prychnął do samego siebie, po czym wyszedł z pokoju. Włączył w salonie telewizor, wyjął z lodówki piwo i... znów czuł się jak stary, poczciwy Sergio. 

Obudziła się, kiedy usłyszała głośny huk, a później grzmot. Było jej gorąco, duszno. Ściągnęła sweter i instynktownie zbiegła w dół. Już chciała wołać brata, ale zdała sobie sprawę, że nie jest w domu. Zobaczyła załączony telewizor na jakimś filmie dozwolonym od lat osiemnastu i śpiącego Sergio z piwem w dłoni. Usiadła obok, sprawiając, że ten się obudził.
- Co robisz? - zapytał zdezorientowany wycierając oczy. 
- Nie ważne, będziesz się śmiał. - odparła. - Wyłącz tego pornola. - dodała. 
- Jak mi powiesz co robisz. 
- Boję się burzy. - warknęła. - Teraz to wyłączaj. - i wyłączył. Kiedy znów huknęło Bella aż podskoczyła., na co Sergio parsknął śmiechem. 
- Jesteś wredny. - syknęła.
- Wiem. - uśmiechnął się. - Dobra, chodź tu. - wystawił rękę, na znak, żeby się oparła o niego.
- Skąd ja to wiedziałam. - prychnęła uciekając na górę. Chciała wrócić do domu. Nie mogła uwierzyć, że dała się nabrać, że on tak po prostu chciał ją wykorzystać. Usłyszała skrzypienie schodów. Szybko opatuliła się kołdrą i usiadła w rogu. Sergio oparł się o ścianę i spojrzał na nią.

Od autorki: Uwinęłam się z tym rozdziałem, chodź nie było łatwo. Mi osobiście dość tak się podoba, mam nadzieję, ze Wam też. Akcja oficjalnie zaczyna się rozkręcać, tak więc miłego czytania. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
EDIT: Zapomniałabym! Wpadłam na pewien pomysł. Zauważyłyście zapewne cytaty na początku każdego rozdziału. Mam więc propozycje: osoba, która poprawnie napisze, do czego dany cytat się odnosi dostanie dedykację następnego ; )  np. cytat 'ślepym w miłości, ciemność jest najbliższa' odnosi się do tego, że oboje (Belle i Sergio) pogubili się w swoim życiu i sprawach sercowych itp. Mam nadzieje, że się podoba.

Rozdział 4

,,Do ciebie, mój luby,
Spełniam ten toast zbawienia lub zguby."
Romeo & Julia, Akt lV scena  3
Siedziała z kolanami podciągniętymi pod brodę na korytarzy w jednym z barcelońskich szpitali. Zdążyła zadzwonić na pogotowie i do Ariadny, żeby została z Valerią, a sama pojechała razem z Sergiem. Przez całą drogę cała się trzęsła i ściskała mocno dłoń piłkarza. Nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Santiago, znalazł ją...znów chciał ją skrzywdzić, a co ważniejsze chciał zapewne skrzywdzić Valerię. gdyby małej coś się stało nie darowałaby sobie tego. 
Zgarnęła włosy w dłoń, po czym zdjęła zębami z ręki gumkę i spięła je wysoko w koński ogon. Była cała spocona. Czuła jak kropelki potu powoli spływają z jej karku. Po chwili lekarz wyszedł z sali i rozglądał się dookoła. Nawet nie zauważył małej, drobnej istotki, która skulona siedziała naprzeciw niego. 
- Co z nim? - zapytała słabym głosem. 
- Pani z rodziny? - zapytał przyglądając się jej badawczo. 
- Tak. - jęknęła, mając nadzieję, ze nie będzie się dopytywał.
- Miał płukanie żołądka, w którym była duża ilość alkoholu oraz narkotyków. Pacjent jeszcze śpi. Niestety, będę musiał wezwać policję z tego powodu. - zdjął okulary i zaczął wycierać je chusteczką wyciągniętą z kieszeni.
- Ile pan chce za milczenie? - wstała i podeszła do niego. Lekarz był koło pięćdziesiątki, siwiutki, z zakolami, bardzo wysoki. Chwilę się zastanowił.
- Rozliczymy się przy wypisie. Może pani do niego wejść, ale niech obudzi się sam. - odparł odchodząc. Bella mocniej opatuliła się jakąś szpitalną szmatą, która musiała mieć na sobie i weszła do środka. Pokój był naprawdę mały. Mieściło się w nim łóżku stolik nocny, dwa krzesła, a obok nich okno z parapetem. Serce jej się krajało, kiedy zobaczyła Sergia leżącego obok. Teraz wydawał się mniejszy, bezradny. Jego mina nic nie wyrażała. Tak po prostu... leżał. 
Bella wgramoliła się na parapet, uchyliła okno i usiadła gapiąc się na swojego wybawcę. To właśnie ten mężczyzna, mimo wszystko uratował ją. Pojęcia nie miała jak się tam znalazł, ale była mu ogromnie wdzięczna. Mimo tego, co jej zrobił będzie przy nim, żeby się jakoś odwdzięczyć. Zamknęła oczy, chcąc trochę odpocząć. 
Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem, przez co szybko się obudziła. Zobaczyła elegancko ubranego Andresa, który kiwnął głową, na znak, żeby wyszła na korytarz. 
- Co się tam wydarzyło? - zapytał ostry głosem. - I co do cholery robisz tutaj z piłkarzem Realu ?! Jesteś cholernie nieodpowiedzialna! Nie pomyślałaś o Valerii ?! Nie mogłaś przyprowadzać sobie kolesi, kiedy jesteś sama?! - z każdym pytaniem, ba...oskarżeniem zaczął podnosić głos, a przy ostatnim dosłownie wydarł się tak głośno, że kilak pielęgniarek przechodzących obok obdarowało ich odpychającymi spojrzeniami.
- Możesz najpierw mnie wysłuchać i poczekać z oskarżeniami ?!
- Nie nie mogę! Myślałem, że się zmieniłaś, a ty wciąż jesteś pieprzoną egoistką! - wybuchnął. - Idziemy! - szarpnął ją za rękę. 
- Nie jesteś moim ojcem! Nie będziesz mnie do niczego zmuszał! - krzyknęła wyrywając mu się, po czym zamknęła się w pokoju Ramosa. Serce biło jej jak oszalałe. To niemożliwe... już było tak dobrze, a ona znów pokłóciła się z Andresem. Słyszała jego kroki, kiedy zmierzał w kierunku drzwi. Zrobiłaby wszystko, żeby się z nim pogodzić, ale to musi zaczekać. Teraz najważniejszy jest Sergio. 
Wysunęła spod łóżka krzesło, usiadła na nim i oparła głowę na łokciu. Nie chciała myśleć. Chciała zapomnieć o całym dniu. Jutro rano pójdzie do szkoły, dostanie opieprza, że nie jest przygotowana, przeboleje kilak lekcji i wróci tutaj, żeby zobaczyć czy wszystko dobrze. 
~*~
- O kurwa. - szepnął do siebie, próbując podnieść rękę, ale coś mu to uniemożliwiało. Powoli otworzył oczy i zobaczył, że jego dłoń jest podłączona do kroplówki. Jest w szpitalu! a wydawałoby się, że to kolejny kac. Nie mógł sobie przypomnieć tego, co się stało. Rozejrzał się dookoła. Fuj, jakaś mała, zatęchła, szpitalna dziura. Pewnie wcześniej był tu składzik. Nagle coś przykuło jego uwagę. Po jego prawej stronie była dziewczyna, której na początku nie poznał. Szatynka kilkukrotnie mrugnęła oczyma, po czym się podniosła. teraz wiedział, kim jest. To ta siostrzyczka Iniesty, tylko... co do jasnej cholery tutaj robi ?!
- Nareszcie się obudziłeś. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Co się stało? Co ja tutaj robię? Co ty...
- Nic nie pamiętasz? - zdziwiła się. Piłkarz pokręcił przecząco głową, na co westchnęła.
- Wczoraj wieczorem przyjechałeś do Barcelony i jakimś cudem znalazłeś się w domu Andresa i... - wzięła głęboki oddech. - Uratowałeś mnie... gdyby nie to, to nie wiem co by się stało. - łzy zaczęły płynąć jej po policzkach. - nawet nie wiesz, jak bardzo ci dziękuję. - Ujęła dłoń Sergia, jednak ten szybko ją cofnął.
- Ale że jak ? - podniósł brwi.
- W domu był pewien mężczyzna... łagodnie mówiąc... pokazałeś mu drzwi. - odparła. 
- Jej, Sergio hero. - uśmiechnął się ubawiony sam do siebie. - Dobra, nie ma za co. Teraz możesz iść dam sobie radę. - westchnął oglądając wszystkie rólki podłączone do jego ciała. Dla Belli bił to cios prosto w serce. Tak po prostu? Kazał jej iść? To ona dla niego pokłóciła się z Andresem, czuwała przez całą noc, a on każe jej iść?! W środku się buntowała, jednak nogi zaniosły ją na korytarz, a później na zewnątrz. Rozpłakała się jak małe dziecko. Co ona sobie myślała...
~*~
Późnym wieczorem zadzwonił telefon. Cristiano miał nadzieję, że to Sergio, oznajmiający, że przeprosił Isabel i wraca do Madrytu, jednak się przeliczył. Dzwonił jakiś lekarz, mówiąc, że ten numer był podany jako kontaktowy i zawiadomił, że nie kto inny jak Sergio Ramos trafił do szpitala i miał płukanie żołądka i, że jeśli nie przyjedzie zostanie wezwana policja. Od razu wsiadł do samochodu i pognał do Barcelony. Gdyby nie byli przyjaciółmi już dawno dałby sobie z tym kretynem spokój.Kilka minut przed dziewiątą rano zaparkował samochód przed szpitalem i włożył telefon do kieszeni. Przec chwilą rozmawiał z trenerem usprawiedliwiając samego siebie i Ramosa z nieobecności na treningu.
- Coś mi się wydaję, że niedługo pożegnamy się z podwyżkami. - jęknął sam do siebie, po czym wszedł do środka. - Dzień dobry. Mogłaby mi pani powiedzieć w której sali leży Sergio Ramos? - zapytał uprzejmie uśmiechając się.
- Sala czterdzieści osiem. - odparła jakby nie zwracając uwagi na jego osobę, co trochę uraziło Portugalczyka.

- Odpieprz się ode mnie z tą strzykawką! - ryczał Sergio, kiedy Cristiano znalazł się na korytarzu prowadzącym do jego pokoju. Wrzeszczał głośniej niż dziecko na szczepieniu. Powoli otworzył drzwi pokoju i myślał, że padnie na ziemie ze śmiechu. Sergio w białej koszuli nocnej leżał na łóżku, trzy pielęgniarki, którym najwyraźniej możliwość dotknięcia piłkarza, a raczej jego dołu pleców bardzo przypadła do gustu i prawie ślepego lekarza, który próbował napełnić strzykawkę jakimś białym płynem.
- Ekhem! - odchrząknął Cris. - Nie przeszkadzam? - dodał. Pielęgniarki wyłupił oczy i otwarły usta ze zdziwienia, nie zwracając już uwagi na goły tyłek Sergio. Właśnie w tym momencie lekarz wbił z impetem w niego wielką strzykawkę - nie znał litości. Ramos ryknął, stęknął, chlipnął... wszytsko na raz.
- Kurwa pierdolona w chuja mać. - jęknął płaczliwie zatapiając głowę w poduszce. Cristano zasłonił usta dłonią, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Następny za jakieś dwie godziny. - oznajmił lekarz wychodząc. Sergio spojrzał an niego z niedowierzaniem, miał w oczach łzy.
- Teraz już wiesz, dlaczego chciałem, żebyś skończył z tym świństwem. - westchnął  siadając na brzegu łóżka. Sergio zasłonił blady tyłek i z niemałym trudem odwrócił się do przyjaciela.
- To wszystko przez ciebie. - chlipnął.
- A żebyś wiedział, moje modły zostały wysłuchane. - parsknął. - Dobra, a tak na serio, to jak sie w ogóle tu znalazłeś ?!
- Obudziłem się ze dwie godziny temu i myślałem, że jestem na kacu. Ale była tu ta siostra Iniesty, co ją miałem przeprosić i powiedziała, że uratowałem ją przed jakimś kolesiem. Nie pamiętam. - wzruszył ramionami.
- Przeprosiłeś ją? - podniósł brwi.
- Eee... no nie. Kazałem jej iść... - zagryzł wargi.
- Ty cioto! - krzyknął uderzając się rękę w czoło. Nie wyrabiał przez głupotę Ramosa. jego biedne serce tego nie wytrzyma. Podczas jakiegoś meczu dostanie zawału no...
~*~
- Cześć. - szepnęła, jakby do siebie, kiedy weszła do domu. Anna siedziała w kuchni i karmiła Valerie jakimś jogurtem. - Jest Andres? - zapytała rozglądając się dookoła.
- Poszedł na trening. - odparła.
- Zrobisz coś dla mnie? Jakby dzwonili ze szkoły, to powiedz, ze jestem chora. Muszę porozmawiać z Andresem i go przeprosić.
- Jasne, nie ma sprawy. - uśmiechnęła się do niej ciepło.
Po jakiejś pół godzinie weszła na obiekt treningowy Barcelony pokazując ochroniarzowi przepustkę.Przechodząc przez tunel na murawę poczuła nagły przypływ lęku. A co jeśli jest na tyle zły, żeby wyrzucić ją z domu? I co wtedy zrobi? Będzie musiała wrócić, a to oznacza... więcej spotkań z Santiago... ale przecież on i tak wie, że ona tu jest i dalej będzie ją nękał.
- Cześć, Bella. Miło cię znowu widzieć. - usłyszała głos Gerarda, którego ramię teraz ją objęło. - Zgaduję, że przyszłaś mnie odwiedzić. - dodał uśmiechając się szeroko.
- Zgadłeś. - odparła z irytacją w głosie.
- A co ty taka oschła jesteś? Ja tu z tobą flirtuję, staram się być idealnym mężczyzną dla siostry Iniesty... chociaż.. przecież ja już jestem idealny. - odparł przewracając oczami. To poprawiło Isabel humor, nie mogła się nie zaśmiać. Weszli an murawę i od razu zauważyła Andresa rozciągającego się. Rozejrzała się dookoła, ale nie zobaczyła trenera, więc podeszła do brata.
- Andres błagam, porozmawiaj ze mną. - poprosiła widząc, że brat jak najszybciej chce uciec. - Proszę...
- O czym chcesz rozmawiać, co? - rozłożył ręce. - O tym, że umawiasz się z madrycką, ćpającą szumowiną?! - zapytał. Wszyscy spojrzeli w ich kierunku. Czując te spojrzenia po ciele Belli przeszedł zimny dreszcz.
- Nie ma w tym ani ociupiny prawdy! - odparła równie głośno. - Jesteś okropny! Jestem twoją siostrą i powinieneś był mnie wysłuchać! gdybyś to zrobił nie byłoby tego całego cyrku! - dodała.
- Więc jak było naprawdę? - zapytał udając znudzonego.
- Kiedy wyszliście bawiłam się z Valerią. Wtedy przyszedł Santiago Gonzalez, mężczyzna, przez którego uciekłam do Barcelony. Tak dobrze słyszałeś, uciekłam. Nawet nie wyobrażasz sobie przez jakie piekło przechodziłam przez ostatnie miesiące! - odrzekła ze łzami w oczach. Andres zbladł, zesztywniał. Nie wiedział co powiedzieć. Wszyscy wciąż gapili się na nich. W koncu napotkał wzrok Cesc'a. Podszedł do siostry i objął ją jak najmocniej mógł.
~*~
Następnego dnia Ramosa wypisano ze szpitala. Musiał nieźle zapłacić, żeby lekarz nie zadzwonił po policję. Wsiadł do samochodu Cristiano, bo swój zostawił pod domem Iniesty, do którego właśnie jechali. Miał w końcu przeprosić Bellę i wrócić na jutrzejszy trening Realu. W głowie cały czas układał sobie tekst, który musi jej powiedzieć. Chce mieć już tą całą akcję z głowy i już...
Cristiano zaparkował po drugiej strony ulicy i dosłownie wykopał Sergio ze swojego pojazdu.
- Jak coś spieprzysz, to tak ci wpierdolę, że cię matka nie pozna, bałwanie. - dodał 'do otuchy'. Sergio wziął głęboki oddech, po czym zadzwonił do drzwi. Po chwili z uśmiechem na twarzy otwarła je Bella. Jej mina spoważniała w mgnieniu oka. Szybko zamknęła za sobą drzwi i wyszła na zewnątrz.
- Czego chcesz? - zapytała oschle.
- Chciałbym bardzo cię przeprosić za wszystkie krzywdy, które ci wyrządziłem. Nawet nie wiesz jak jest mi za to wstyd. - wyrecytował z pamięci. Na twarzy dziewczyny, an dosłownie ułamek sekundy zawitał uśmiech.
- Coś jeszcze? - westchnęła, lekko zniecierpliwiona. W tym momencie Ramos nachylił się i pocałował ją. Wpił się w usta Belli, która na początku chciała mu się wyrwać, lecz po kilku sekundach zaprzestała walki. Nagle otworzyła oczy i odskoczyła od Sergia policzkując go.
- Nie chcę cię już nigdy widzieć. - warknęła zamykając się w domu.

Od autorki: Ten nie jest już tak długi jak poprzednie, ale jest. mam nadzieję, ze się podoba, o rozdziale poinformuję jutro, tak samo, jak na Torresie. Co do sondy, to opisy opowiadań macie tutaj. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Czy tylko ja jestem w szoku ?!